niedziela, 18 sierpnia 2013

Pogodowa masakra

Powrót do Trójmiasta. W takim skwarze jeszcze nie przyszło mi biegać. Temperatury dokładnie nie sprawdziłem, ale obstawiam że w słońcu dochodziła spokojnie do 35 stopni. Absolutnie zero wiatru,chmurek i totalna duchota. A wszystko to już o 9:30 rano kiedy wybiegłem na trening. Zacząłem optymistycznie - 4:55 a potem 4:19. Znalazłem się wtedy nad moim stawem. Wiedziałem już że nie będzie lekko. Zrobiłem okrążenie, "pyknął" kolejny kilometr i... musiałem się zatrzymać. Nie dało się biec, ruszać, ciężko było nawet oddychać. Odetchnąłem chwilę i zacząłem żałować że nie mam na biegowym wyposażeniu jakiegoś bidonu/pasa czy czegoś takiego. Przydałoby się dziś bardzo. Ruszyłem dalej zastanawiając się gdzie się udać. Pierwszy raz uzmysłowiłem sobie że moje miejsce zamieszkania ma jedną istotną wadę jeśli chodzi o bieganie - w pobliżu nie ma miejsc, gdzie biegnie się w cieniu. Więc w taką pogodę jak dziś, trzeba zacisnąć zęby i walczyć. Tempo musiało zmaleć - krążyłem w okolicach 5 minut z kilkoma sekundami. Oddech był już w miarę spokojny, podobny do tego jaki miałem na innych treningach przy tempie w okolicach 4:30-4:35. Pobiegłem do fashion house korzystając z niedawno odkrytego połączenia Kowal z Szadółkami. Wróciłem ulicą Przywidzką i na swoim osiedlu zrobiłem tylko lekki zawijas dla równego rachunku kilometrów. Wyszło 12,28 km w 1h:01m:17s w tempie 4:59. Szczerze to nie miałem ani sił ani ochoty biec dalej. Obiecałem sobie że decydując się biegać rano, wyjdę dużo szybciej żeby uniknąć takich temperatur. Mogło się to skończyć gorzej niż tylko większym zmęczeniem. Tak więc następne bieganie mam nadzieję że już w ludzkiej temperaturze :)

czwartek, 15 sierpnia 2013

Wraca moc!

Po dwóch treningach, które miały mi przypomnieć jak się rusza nogami, dziś postanowiłem trochę przyspieszyć. Postanowiłem,choć nie zaplanowałem :) Po prostu od początku nogi niosły jak dawniej i już nic mi nie przeszkadzało w biegu. Wyruszyłem po godzinie 20:00 kiedy powoli robiło się już ciemno, więc nie było mowy o opuszczeniu terenu Jastarni. Pokręciłem się więc po mieście często lawirując pomiędzy przechodniami, rowerami,samochodami itp. Czułem się co najmniej jak na ostatnim Biegu Świętojańskim :) Niby przyspieszałem, ale bieg szybki szczególnie wcale nie był. Średnie tempo wyniosło 4:32. To lepiej niż ostatnio, ale bez rewelacji jak na moje możliwości. Pobiegałem tak sobie przez 1h:10m:04s i zrobiłem 15,45 km. Mogę już uznać ten tydzień za udany i jeśli kolejne dwa takie będą, sierpień zaznaczę sobie na plus. Czas jednak pokaże. Tymczasem muszę zaznaczyć że: po pierwsze i najważniejsze - biega moja żona! Po urodzeniu naszej Córeczki wraca do formy w rewelacyjnym tempie i bardzo Jej w tym kibicuję! Po drugie - biega też mój tata! Przyznam że ani żony ani taty ja bieganiem nie zaraziłem - mają swoją głowę i takie pomysły nasunęły im się całkowicie niezależnie :) Biegamy więc rodzinnie chociaż jeszcze nie wspólnie, ale mam nadzieję na jakieś grupowe wybieganie
A! W tą sobotę, tj. 17 sierpnia w mojej rodzinnej Jastarni odbędzie się bieg Grand Prix na 4,5 km. Ja niestety jutro wracam do trójmiasta i nie będę mógł jednak w nim uczestniczyć, ale wszystkich urlopujących się na półwyspie zapraszam serdecznie. Właśnie dziś po biegu dostałem info z pierwszej ręki - od organizatora. Zapisy od 9:15 w zarządzie portu w Jastarni (przy głównej drodze).

środa, 14 sierpnia 2013

Powrót!

Po dłuższej przerwie spowodowanej kolejnym etapem zdobienia ciała wróciłem do biegania. W zasadzie to wróciłem już przedwczoraj przebiegając 12,68 km w 1h:00m:44s. Pierwsze 6 kilometrów to mordęga. Złapała mnie kolka, meeega kolka która nie chciała ustąpić i nękała mnie uniemożliwiając radość z biegania. Na szczęście ustąpiło i potem już było prawie "po staremu". Na trasie Jastarnia - Kuźnica - Jastarnia ze standardowymi zawijasami zanotowałem średnie tempo 4:47. Dzień później kolejny trening - tym razem 15,32 km w 1h:12m:47s ze średnim tempem 4:45. Już bez bólu, chociaż cały czas mam poczucie że coś tam "nie gra" w niższych partiach brzucha. Początek więc delikatny, ale chęci są! Standardowo - trzeba ratować miesiąc :)