Pisałem już wcześniej że Jastarnia mi sprzyja. Tutejsze powietrze pomaga mi chyba w pokonywaniu kolejnych rekordow życiowych. Tym razem jednak nie o taką życiowkę chodzi.Wczoraj postanowiłem mocno zaakcentować koniec miesiąca długim wybieganiem. Zdaję relację jednak dopiero dziś - Kierunek - Hel! Z tego co pamiętałem odległość między Jastarnią a Helem to jakieś 12-13 km. Tam i z powrotem to w takim razie trochę dużo jak na mnie, ale miałem nadzieję że się uda. A mogło się to udać tylko pod jednym warunkiem - nie patrzę na tempo. Wyłączyłem więc całkowicie głos w telefonie i tylko co jakiś czas zerkałem żeby sprawdzić czy wszystko działa. Wybiegłem ok. godziny 10:00. Z nieba mocno świeciło już wtedy słońce i było ok. 22 stopni. Warunki na wolny bieg nie najgorsze. Szczerze mowiąc to wg mnie idealne, lubię tak wysokie temperatury przy spokojnych treningach, chłod wskazany jest dopiero przy szybszych. Na początku do pokonania miałem całą długość Jastarni, gdyż mieszkamy na drugim jej końcu, to jakieś 2 kilometry.
Wybiegłem poza jej granicę i już po kilometrze zawitałem do Juraty. To taka spokojna snobistyczna miejscowość, gdzie oprocz spacerow na molo i plażowania, można pooglądać jeszcze fajne samochody zaparkowane pod hotelami :) Jurata bardzo szybko się skończyła i tak od czwartego kilometra zaczęła się ścieżka rowerowa, po ktorej jeszcze w życiu się nie poruszałem. Słyszałem tylko że jest dość wymagająca w porownaniu z resztą trasy przez połwysep. Faktycznie - co chwilę były lekkie wzniesienia, potem zaraz spady. Nawierzchnia jednak była idealna, bo był to mocno ubity szuter z kamyczkami. Biegło się po tym świetnie, miękko i przyjemnie. Ścieżka była oddalona od drogi średnio o jakieś 5-6 metrow i schowana w lesie. Przez większą część zatem miałem cień na trasie, a to kolejny duży plus. Pagorki szybko się skończyły i trafił się odcinek dużo bardziej płaski. Minąłem tablicę z napisem "Fortyfikacje wojskowe 8 km". Trochę mnie to przeraziło, miałem już kilka kilometrow w nogach, 8 x 2 to już 16 km a od fortyfikacji do Helu było jeszcze trochę. Uznałem jednak że biegnę dalej i zobaczę jak będzie. Minąłem Hel-Bor, gdzie znajduje się ośrodek prezydencki i nabijałem kolejne kilometry. Szuter czasami zamieniał się w asfalt, ale były to krotkie odcinki. Przed samym Helem (ok.1 km) zaczęła się kostka brukowa. Dobiegłem do Helu! Spojrzałem na telefon a endo wskazywało 15,25. Duuuużo biorąc pod uwagę że muszę jeszcze wrocić. Włączyłem więc pauzę, wszedłem do sklepu gdzie zakupiłem banana i małą wodę. Posiliłem się i ruszyłem w stronę Jastarni. Tempa raczej nie zmieniałem. Nie wiedziałem jakie mam dotychczas, nie probowałem liczyć go ręcznie w pamięci. Nie włączyłem też dźwięku. Biegłem tak jak dotychczas. Gdy wybiegałem z Helu niebo przykryły ciemne chmury. Przygotowywałem się już powoli na długą drogę w ulewie, ale na szczęście skończyło się na kilku kroplach. Minął dwudziesty kilometr. Dotychczas moj najdłuższy trening to 22 kilometry i wiązał się on z mało przyjemną końcowką. Nasłuchiwałem więc organizmu żeby wyłapać pierwsze oznaki zmęczenia organizmu. Nic się jednak nie działo. Świetnie! Wystarczyło tylko nie zmieniać totalnie nic i może będzie dobrze. Tak więc nie przyspieszyłem, nie zwolniłem, biegłem i rozmyślałem. Minąłem tak Juratę, wbiegłem do Jastarni, przebiegłem przez centrum i zameldowałem się pod domem gdy endo wskazało 30,58 km! Czas to 2h:30m:21s. Tempo średnie 4:55. Jest to moj najdłuższy dotychczasowy trening, do tego jeden z najprzyjemniejszych jakie odbyłem. Bawiłem się rewelacyjnie a sama trasa - no muszę przyznać że jest to prawdziwy raj dla biegacza. Pierwszy raz też skorzystałem z podładowania baterii i uzupełnienia płynow w trakcie biegu. Nie bolało mnie nic, nie miałem najmniejszej chęci zakończyć treningu. Jestem z siebie dumny, na pewno wrocę jeszcze na tą trasę nie raz. Było to idealne zakończenie czerwca
A jak wyglądał czerwiec? Był to najlepszy moj miesiąc, zdecydowanie! Kilometraż w tym miesiącu to 248 km, o 84 km więcej niż w drugim pod względem dystansu marcu. Pobiłem wszystkie życiowki. Na końcu zrobiłem najdłuższy trening. Wziąłem udział w świetnych zawodach i poprawiłem swoj czas o 4,5 minuty względem poprzedniego startu. Z tego miesiąca mogę być naprawdę baaardzo zadowolony. Przy natłoku obowiązkow jaki mnie czeka, ciężko będzie powtorzyć taki wyczyn, ale nie o to chodzi przecież. Bieganie w tym miesiącu dało mi wiele radości, są oczywiście jakieś minusy tego miesiąca ale kto by się tym przejmował...
niedziela, 30 czerwca 2013
czwartek, 27 czerwca 2013
Zapchajdziura
Przyznam że na dzisiejsze bieganie nie miałem absolutnie żadnego planu. Wiedziałem tylko że nie mogę pozwolić sobie na dystanse rzędu dwudziestu kilometrow ze względu na porę treningu. Kolejny raz wyruszyłem poźnym wieczorem, tj. ok. 21:45. Po pierwszych dwoch kilometrach miałem już wstępny obraz dalszych losow. Pierwszy km jak zwykle mający mało wspolnego z resztą, drugi 4:26 już nastrajał optymistycznie. Postanowiłem jednak trochę zwolnić. 4:39, 4:36.... Kręciłem się po Jastarni wzdłuż i wszerz. Poniekąd byłem do tego zmuszony - było już ciemno, a między miejscowościami nie ma absolutnie żadnego oświetlenia. W ramach dodatkowego podkręcenia tempa występują też dziki w dużych ilościach, ktore uwielbiają żerować w nocy. Wolałem jednak nie ryzykować i lawirowałem kolejny raz uliczkami Jastarni. Miejscowość ta ma tylko ok. 4000 mieszkańcow, a wbrew pozorom jednak jest gdzie biegać. Kombinacji pętli jest sporo, jednak może się to kiedyś znudzić. Sprobuję więc treningi przenieść na trochę wcześniejszą godzinę, żeby moc odwiedzić okoliczne miejscowości. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać... Tak więc obiecać tego nikomu nie mogę. Mimo że miałem dziś dość mocny dzień w pracy, zjadłem trochę ciężko i poprzedniej nocy spałem ok. 3 godzin, biegło mi się wyjątkowo lekko i łatwo. Jedyny minus to powrot skakania tempa na kolejnych kilometrach. Myślałem że już to mniej więcej ogarnąłem, a okazuje się że niekoniecznie. Muszę widocznie jeszcze nad tym popracować. A jeśli chodzi o liczby, to taki standardzik - 13,22 km w 1h:00m:21s ze średnim tempem 4:34. Nie jest źle. Pogoda dopisała, było ok. 17 stopni i wieczorem zrobiło się bezwietrznie. Były idealne warunki do bicia życiowek, ale dla mnie nie dzisiaj...
Dziś to właśnie ta tytułowa zapchajdziura, czyli nabicie kilometrażu - bez określonego celu. Ale za to wciąż z wielką przyjemnością!
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Ponownie nad morzem
niedziela, 23 czerwca 2013
Biegać czy nie biegać...
Taki właśnie dylemat mnie dziś złapał. Co prawda planowałem już od wczoraj jakieś niedzielne wybieganie, ale dzień był tak intensywny, że nijak nie dało się wpleść chociaż te 1,5 godzinki biegu - wszak radość dziecka po całodziennej zabawie jest najważniejsza. Trochę czasu pojawiło się dopiero,gdy mój synek poszedł spać, tj. ok.21:30. Wcześniej zastanawiałem się czy ma to sens, czy nie jest za późno i już miałem rezygnować i przekładać na jutro, a złożyło się tak, że o 21:40 włączyłem endomondo i ruszyłem przed siebie. Bez planu trasy niestety ale z mocnym postanowieniem trzymaniem wolnego tempa. Tak sobie krążyłem po osiedlu, to wybiegłem nad staw, później zwiedziłem osiedle 5 Wzgórz z mocnym i długim podbiegiem, ale wszystko to w mało wymagającym i niestresującym tempie. Przez większość treningu było całkowicie ciemno. Ogólnie to ostatnio jestem specjalistą od takich późnych wybiegań, ale wynika to raczej z braku czasu w czasie dnia w połączeniu z unikaniem biegania w okolicach południa, niż z czystego wyboru. Dziś jakieś 1,5 godziny przed treningiem była też ulewa i burza, więc powietrze było po prostu rewelacyjne. Temperatura w końcu spadła do akceptowalnych 21 stopni, czuć też było miłą wilgoć w powietrzu. Nie niosło to mnie oczywiście po kolejną życiówkę. Prawdę mówiąc biegło mi się dość ciężko, nogi ruszały się jakby nie były dobrze naoliwione. Na średnie tempo jednak 4:51 wystarczyło. Tak przebiegłem 15,15 km w 1h:13m:28s. Jak na typowe wybieganie to więc trochę mało, ale po taakim dniu, to żona stwierdziła i tak że "jesteś nienormalny że poszedłeś jeszcze biegać" :)
Było to ponowne tymczasowe pożegnanie z moimi stronami. Jutro znowu jedziemy do Dziadków do Jastarni ze względu na moją pracę. Następne kilka treningów odbędzie się więc na terenach Półwyspu Helskiego, które ostatnio pomogły mi wyśrubować moje wyniki. Oby tym razem było podobnie...
Było to ponowne tymczasowe pożegnanie z moimi stronami. Jutro znowu jedziemy do Dziadków do Jastarni ze względu na moją pracę. Następne kilka treningów odbędzie się więc na terenach Półwyspu Helskiego, które ostatnio pomogły mi wyśrubować moje wyniki. Oby tym razem było podobnie...
sobota, 22 czerwca 2013
Nocny Bieg Świętojański Gdynia 2013
Kiepska jakość ale innego zdjęcia nie ma |
Nowy nabytek (koszulka i spodenki) |
czwartek, 20 czerwca 2013
Godzinka relaksu przed zawodami
Wróciliśmy wczoraj na swoje śmieci. Dzisiejszy trening ciężko nawet nazwać treningiem. Było to odreagowanie całego ciężkiego dnia i rozruszanie mięśni przed jutrzejszym Biegiem Świętojańskim. Pomyślałem, że fajnie będzie pozwiedzać moje najczęstsze trasy po "półwyspowej" przerwie. No i tak wystartowałem spod swojego bloku na Kowalach. Pierwszy kilometr to 4:59, zrobiłem dwa większe kółka wokół osiedla i skierowałem się nad mój staw. 4:42, 4:48... tak sobie mijały kilometry. Oddech miałem wyjątkowo lekki mimo ogromnego upału. Była godzina 21:30 gdy wychodziłem z domu, a termometr wskazywał 28 stopni! Nie przeszkadzało to jednak w relaksacyjnym tempie, które swój najszybszy etap zanotowało na szóstym kilometrze - 4:37. Uznałem jednak, że jest to stanowczo za szybko biorąc pod uwagę że za 26 godzin muszę być możliwie jak najbardziej świeży. Zwolniałem więc systematycznie a na dziesiątym km przekroczyłem nawet o 6 sekund granicę 5 minut. Ostatecznie zameldowałem się ponownie pod blokiem po upływie 1h:02m:47s i dystansie 13,03 km, średnie tempo wyniosło 4:49 - idealnie. Ciekawostką jest to, że dzisiejszy czas na 10 km był prawie taki sam, jaki osiągnąłem na Biegu Europejskim, na którym przecież tak się starałem. Dziś biegłem sobie ot tak, mrucząc coś pod nosem a momentami nawet mogąc oddychać przez nos.
Korzystając z wyjazdu do Gdyni odebrałem też pakiet startowy, więc nie będę musiał sobie jutro zaprzątać tym głowy. W tej edycji jako dodatek otrzymaliśmy koszulki, można było nawet wybrać sobie kolor. Mała rzecz, a cieszy.
Jedna kwestia dotycząca ostatniego treningu z Jastarni - z tego całego zamieszania nie zauważyłem, że pobiłem także swój rekord na 5 km! 20:35 to nowy rekord i jest on lepszy od poprzedniego aż o 15 sekund. Wydaje mi się że zejść poniżej 20 minut w tym sezonie na 5 km będzie o wieeeele łatwiej niż złamać 40 minut na 10 km. Cóż, będę próbował wszystkiego. Póki co kolejny raz życiówki padły jedna po drugiej, jakby w pakiecie :) Fajnie że z miesiąca na miesiąc komplet wyników się systematycznie poprawia. Ciekawe kiedy będzie pierwszy zastój...
A jaki plan na jutro? Jeśli pogoda będzie zbliżona do dzisiejszej, to zadowolę się w zupełności zejściem poniżej 45 minut. Raczej nie będę nawet próbował złamania świeżej życiówki na dychę. Nie miałem tam zbyt wiele zapasu a jutro dojdzie jeszcze lawirowanie między zawodnikami. Przede wszystkim jednak mam zamiar dobrze się bawić, no i dobiec do mety :)
Korzystając z wyjazdu do Gdyni odebrałem też pakiet startowy, więc nie będę musiał sobie jutro zaprzątać tym głowy. W tej edycji jako dodatek otrzymaliśmy koszulki, można było nawet wybrać sobie kolor. Mała rzecz, a cieszy.
Jedna kwestia dotycząca ostatniego treningu z Jastarni - z tego całego zamieszania nie zauważyłem, że pobiłem także swój rekord na 5 km! 20:35 to nowy rekord i jest on lepszy od poprzedniego aż o 15 sekund. Wydaje mi się że zejść poniżej 20 minut w tym sezonie na 5 km będzie o wieeeele łatwiej niż złamać 40 minut na 10 km. Cóż, będę próbował wszystkiego. Póki co kolejny raz życiówki padły jedna po drugiej, jakby w pakiecie :) Fajnie że z miesiąca na miesiąc komplet wyników się systematycznie poprawia. Ciekawe kiedy będzie pierwszy zastój...
A jaki plan na jutro? Jeśli pogoda będzie zbliżona do dzisiejszej, to zadowolę się w zupełności zejściem poniżej 45 minut. Raczej nie będę nawet próbował złamania świeżej życiówki na dychę. Nie miałem tam zbyt wiele zapasu a jutro dojdzie jeszcze lawirowanie między zawodnikami. Przede wszystkim jednak mam zamiar dobrze się bawić, no i dobiec do mety :)
wtorek, 18 czerwca 2013
Rekordowe zakończenie biegania po Półwyspie
Widok z pracy przez ostatnich kilka dni |
niedziela, 16 czerwca 2013
Rekord mimo problemów
Przed dzisiejszymi 22 km |
Długi bieg nie zwalnia z codziennego treningu brzucha |
czwartek, 13 czerwca 2013
Szybka godzinka o zmroku
Twórczość mojej Żony w Paincie :) |
Źródło - www.chlebprobody.pl |
Od powrotu do domu rozmyślam co było tego powodem. Jedyną zmianą był większy posiłek przedtreningowy. Może moim błędem jest dostarczanie organizmowi zbyt małej ilości paliwa? Spróbuję z tym jeszcze poeksperymentować,ale to już drugi trening po solidnym posiłku, gdy utrzymanie wyższej prędkości staje się łatwiejsze. W rodzinnych stronach odkryłem też chleb wypiekany w piekarni w Karwii - trochę drogi, bo 5 zł za 350g, ale naprawdę przepyszny. Do tego długo utrzymuje świeżość, nie zawiera mąki pszennej a indeks glikemiczny to 33,5. Gdyby ktoś znalazł u siebie w sklepie, radzę spróbować.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Zakamarki Jastarni
Jastarnia z lotu ptaka www.visse.pl |
Dzisiejsza trasa |
niedziela, 9 czerwca 2013
Szybka jedenastka
Wczoraj podbiegi wolniejszym tempem na dłuższym dystansie, a więc dziś coś z innej beczki. Wybrałem szybszą dziesiątkę po własnym osiedlu. Po pierwsze - grafik dnia tak się złożył, że czas na bieganie znalazłem dopiero gdy zasnął mój Synek, tj. ok. 20:30 i nie miałem zbyt wiele czasu. Po drugie nie chciałem szaleć z ilością kilometrów. Po trzecie natomiast, dawno nie robiłem szybszego treningu. Jak już wcześniej pisałem moje osiedle całkiem dobrze nadaje się na takie bieganie, które imituje trochę start w zawodach. Mam dużo
kostki brukowej i trochę asfaltu, występują krótsze i dłuższe podbiegi, są też wąskie zakręty, gdzie trzeba gwałtownie zmieniać kierunek. Dobrze mi się biega po takiej trasie. Wytyczyłem sobie już jakiś czas temu okrążenie o długości trochę ponad jednego kilometra i mniej więcej się go trzymam. Czasem tylko dla urozmaicenia skręcę gdzieś dalej ale na następnym okrążeniu wracam już na stałą trasę. Zacząłem trochę wolno - 4:33. Na szczęście był to najwolniejszy dziś kilometr. Potem trochę lepiej. 4:12, 4:14, 4:22. Właśnie na czwartym okrążeniu poczułem że brakuje mi paliwa. Dosłownie opadałem z sił z każdym metrem i totalnie nie chciało mi się dalej przeć do przodu. W głowie jednak kotłowała się myśl - jak to? Co to za trening na 5 km? Nie wiem co się stało, zjadłem to co zawsze, półtora godziny przed bieganiem, dzień nie był wyjątkowo ciężki, było też dość chłodno. Winą obarczam raczej ostatnio dużą intensywność treningów. Być może bieg szybkościowy następnego dnia nie był dobrym pomysłem po 15 km podbiegów. Cóż, teraz się już tego nie dowiem. W każdym bądź razie, siły wróciły wraz z szóstym kilometrem i potem poszło już z górki. Plan zakładał, żeby zmieścić się w 45 minutach na 10 km. No i to się udało, bo wyszło 43:48. Nawet niewiele zabrakło do rekordu tego dystansu, co bardzo mnie zdziwiło. Subiektywnie tempo było słabe, a w praktyce nie takie złe. Ostatecznie pokonałem 11,26 km w 49m:11s i 4:22 jako średnie tempo. Naprawdę dobre zakończenie bardzo pracowitego tygodnia - najbardziej "zabieganego" od kiedy trenuję na dworzu.
Dziś byliśmy też z żoną na zakupach. Przymierzałem z ciekawości buty do biegania - Nike Free 3.0. Muszę przyznać że bardzo mi się spodobały, szczególnie niewielki drop i ogromna giętkość tego modelu. Będę się musiał nad nimi mocniej zastanowić podczas następnych biegowych zakupów, tym bardziej że cena trochę kusi. Przyszedł też czas na kolejną zmianę garderoby. Kiedyś wszystko miałem w rozmiarze XXL, czasami XL. Po jakimś czasie spędzonym na siłowni obłowiłem się na zakupach rozmiarami M a czasami L. Byłem zachwycony. Teraz wszystkie ciuchy kupiłem w rozmiarze S! Zastanawiałem się zawsze dla kogo robią taką rozmiarówkę i nie sądziłem że przy wzroście 190 cm wcisnę się jakkolwiek w coś takiego. Rozmiary M przestały już dobrze leżeć, co jest bardzo miłe, mimo że trzeba czasami wydać trochę kasy na nową rzecz. Taka wymiana to czysta przyjemność :)
Wyjście z klatki jako start i meta treningu |
Dziś byliśmy też z żoną na zakupach. Przymierzałem z ciekawości buty do biegania - Nike Free 3.0. Muszę przyznać że bardzo mi się spodobały, szczególnie niewielki drop i ogromna giętkość tego modelu. Będę się musiał nad nimi mocniej zastanowić podczas następnych biegowych zakupów, tym bardziej że cena trochę kusi. Przyszedł też czas na kolejną zmianę garderoby. Kiedyś wszystko miałem w rozmiarze XXL, czasami XL. Po jakimś czasie spędzonym na siłowni obłowiłem się na zakupach rozmiarami M a czasami L. Byłem zachwycony. Teraz wszystkie ciuchy kupiłem w rozmiarze S! Zastanawiałem się zawsze dla kogo robią taką rozmiarówkę i nie sądziłem że przy wzroście 190 cm wcisnę się jakkolwiek w coś takiego. Rozmiary M przestały już dobrze leżeć, co jest bardzo miłe, mimo że trzeba czasami wydać trochę kasy na nową rzecz. Taka wymiana to czysta przyjemność :)
W górę i w dół
Taką moją małą tradycją było to, że publikowałem post zawsze w dniu treningu. Wczoraj ze względu na totalny brak czasu, nie usiadłem do komputera nawet na chwilę. Na szczęście znalazłem "chwilę" na pobieganie, kolejny raz w godzinach przedpołudniowych. Dziś jednak dopiero zdaję relację z treningu. Piątek był bardzo spokojny, dlatego na sobotę musiałem wybrać coś znacznie mocniejszego. Nie miałem za bardzo chęci na kręcenie się wokół stawu, gdzie wysoka temperatura daje w kość podwójnie, chyba przez pylące rośliny, które utrudniają oddychanie. Postawiłem więc na dalsze zwiedzanie okolicznych osiedli. Ruszyłem ok. 9:30, kiedy to już termometry wariowały i wskazywały 25 stopni. Nie przesadzałem zatem - 5:12... no ale nie o taki "mocniejszy" trening chodziło. No to następne 4:49, 4:47. Po drodze wylądowałem nad stawem,ale tym razem był to tylko odcinek dalszego biegu. Poleciałem ulicą Świętokrzyską w dół. Minąłem nową zajezdnię tramwajową i w Oruni Górnej na rondzie obok Shell'a skręciłem w prawo. Pierwszy raz w życiu widziałem te tereny. Zaczął się długi mozolny podbieg. Ciężko w takiej pogodzie było zejść poniżej 4:40 w mojej obecnej formie. Podjąłem więc decyzję, że tego dnia wybiorę trasę obfitującą w podbiegi i zbiegi. Tymczasem minął szósty kilometr. Tempo na podbiegu spadło do 5:02, 5:03. Zawróciłem poszukać kolejnych górek. W sumie to mogłem jeszcze kontynuować bieg w tą stronę, miałem jednak złudne wrażenie że jest to koniec drogi. Jak się okazało podczas przeglądania mapy z treningu, jeszcze miałbym co zwiedzać zdecydowanie. Następne wybieganie prawdopodobnie poświęcę tej okolicy. Po nawrocie, dłuższym zbiegu znalazłem się na Chełmie, dokładniej na ulicy Wawelskiej, która była chyba najbardziej stromym podbiegiem tego treningu. Mocno zdyszany poruszałem się po osiedlowych drogach kręcąc czasy w granicach 4:55. Tempo nie było zbyt ambitne, ale różnica wysokości plus wzrastająca z każdą minutą temperatura powietrza robiły swoje. Tak czy inaczej dostawałem ostry wycisk od samego siebie no i o to dziś chodziło. Po ponownym minięciu Havla, tym razem już dużo wyżej, skierowałem sięna ulicę Warszawską i pobiegłem dokładnie taką trasą, na której biegałem w niedzielę tydzień temu, tyle że w drugą stronę. Zwiedziłem zatem nowe osiedla przy Jabłoniowej, moją siłownię czy Fashion House. Taki wybór trasy dał mi spokojne ostatnie dwa kilometry, bez żadnych większych nierówności, co pozwoliło w spokoju zakończyć dzisiejszy trening z wynikiem 15,33 km w 1h:15m:51s w średnim tempie 4:57. Baterie były naładowane przez caaalutki dzień!
piątek, 7 czerwca 2013
Bieganie po koleżeńsku
Dziś dotarła :) |
środa, 5 czerwca 2013
"Pójdę boso" czyli bieganie naturalne
Dalej jesteśmy u dziadków. Tak się fajnie składa, że mają oni dom bardzo blisko plaży. W mojej głowie zaświtała więc myśl o tym, żeby sprawdzić jak się będzie biegało boso po piasku. Planowałem taki trening już 2 dni temu, ale szalejący wtedy wiatr pokrzyżował mi plany. Dziś było "w miarę", wiatr zelżał, ale wiał dalej z północnego zachodu. Ubrałem strój, klapki i gdy tak przechodziłem przez las żeby dostać się na plażę i gdy morze coraz bardziej huczało, zastanawiałem się czy był to rzeczywiście dobry pomysł. Na samej plaży wiedziałem już, że w jedną stronę będę miał wiatr idealnie w twarz, więc ten kierunek wybrałem na pierwszą połowę biegu. Zacząłem wolno - 5:13, potem jednak było lepiej - 4:53, 4:54, 4:58 i tempo trzymało się w okolicach niecałych 5 min/km. Byłem zaskoczony, bo po pierwsze biegłem po piasku. Po drugie biegłem boso i po trzecie gdzieniegdzie było naprawdę grząsko co spowalniało mnie okrutnie. Spodziewałem się raczej tempa o 30 sekund gorszego na kilometrze. Na początku biegło się średnio, wiatr trochę przeszkadzał, było dość chłodno. Gdy zmieniłem kierunek po ok. 5 km i wiatr zawiał w plecy, było już dużo lepiej, a 5 minut później zaświeciło słońce! Biegłem nie za szybko,ale nie był to jednak bieg siłowy, unikałem raczej bardzo sypkiego piachu trzymając się bardzo blisko wody.Wolałem najpierw zaznajomić mięśnie z nowym podłożem. Nie szalałem też z kilometrażem, przynajmniej taki miałem zamysł. Planowałem trasę Jastarnia-Kuźnica-Jastarnia czyli ok. 10 km. Gdy jednak wróciłem do Jastarni a endo pokazywało ok. 10,50 km, wydłużyłem trasę w stronę Juraty i zawróciłem gdy wybił 12 kilometr. Ostatecznie wróciłem na wysokość przejścia na plażę gdzie wystartowałem po 1h:07m:22s. Łączny dystans to 13,57 km w tempie 4:58/km. Nie jest to może rewelacja, ale nie o to dziś chodziło. Zależało mi na urozmaiceniu treningu, dostarczeniu nowych bodźców organizmowi i sprawdzenia się na nowym podłożu.
Dziś dotarła do mnie świetna wiadomość. BBL wraz ze Sklepem Biegacza zorganizowało konkurs, gdzie można było wygrać koszulkę Adidasa z logiem akcji. Koszulek na całą Polskę było 5, w tym 3 męskie. Zgłosiłem się do konkursu bez większej nadziei, ale musiałem to zrobić bo koszulka podobała mi się baaardzo. Przeglądam stronę z listą zwycięzców, a tam na pierwszej pozycji widzę swoje imię i nazwisko! Jestem szczęśliwy jakbym wygrał samochód :) Chyba nigdy nic nie wygrałem w żadnym konkursie, więc tym bardziej się cieszę.
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Piętnastka w "starym" stylu
Po biegu regeneracyjnym przychodzi czas na bieg ze zwiększonym tempem. Nie dorobiłem się jeszcze pulsometru więc celowo unikam nazywania tempa, które było dziś po prostu szybsze niż wczoraj. Przyjechaliśmy dziś całą rodziną do dziadków do Jastarni, gdzie są rewelacyjne warunki do biegania, więc nie mogłem odpuścić. Wyruszyłem ok. 18:30 na trasę, kiedy temperatura opadła do ok. 18 stopni. Minusy? Wiał silny wiatr, ale do tego w tych okolicach przywykłem. Pierwsze kilometry w tempie 4:36, 4:34, 4:34, 4:42 i 4:35, szósty kilometr najszybszy dziś - 4:31. Czułem od początku że nie biegnie się tak lekko jak wczoraj, ale w końcu ucinałem 50 sekund na kilometrze, więc dziwiłbym się gdybym tego nie odczuł. Uderzało we mnie mega świeże powietrze, które wdychałem całą piersią. Niby trójmiasto też leży nad wodą, ale tam tak czystego powietrza próżno szukać. Ciekawe czy ma to jakikolwiek wpływ na wyniki. Z powodu wspomnianego silnego wiatru, nie wybiegałem poza Jastarnię i kręciłem się wokół zabudowań, żeby być w miarę "schowany". Wszystko szło świetnie, aż do 12 kilometra, kiedy to złapał mnie dziwny skurcz w lewej łydce. Musiałem się zatrzymać, zrobiłem fotkę, ruszyłem i... znowu się zatrzymałem. Zaczęło mocno boleć. Na szczęście minuta rozciągania i start wolniejszym tempem pomogły. Zanim jednak skurcz minął całkowicie, musiałem go rozbiegać przez ponad 1,5 km.
Widać to niestety w czasach, a cały ten etap trochę popsuł mi dzisiejszą statystykę. 12 km był najsłabszy dziś - 5:08, potem też słabiej niż na początku bo okolice 4:50. Celem była jednak dziś piętnastka, którą minąłem bez problemu. Ostatecznie wyszło 15,75 km w czasie 1h:13m:35s w tempie 4:40. Każdy kilometr szybszy od wczorajszego o 45 sekund, więc na pewno nie było to spokojne wybieganie. Na samym końcu czekała na mnie niespodzianka od żony - oznaczona meta treningu :) Jestem zadowolony, znowu :) Tym bardziej że jest to czwarty dzień treningu z rzędu. Mięśnie, stawy i cała reszta dzielnie znoszą kolejne km a głowa chce jeszcze więcej!
Widać to niestety w czasach, a cały ten etap trochę popsuł mi dzisiejszą statystykę. 12 km był najsłabszy dziś - 5:08, potem też słabiej niż na początku bo okolice 4:50. Celem była jednak dziś piętnastka, którą minąłem bez problemu. Ostatecznie wyszło 15,75 km w czasie 1h:13m:35s w tempie 4:40. Każdy kilometr szybszy od wczorajszego o 45 sekund, więc na pewno nie było to spokojne wybieganie. Na samym końcu czekała na mnie niespodzianka od żony - oznaczona meta treningu :) Jestem zadowolony, znowu :) Tym bardziej że jest to czwarty dzień treningu z rzędu. Mięśnie, stawy i cała reszta dzielnie znoszą kolejne km a głowa chce jeszcze więcej!
niedziela, 2 czerwca 2013
Najwolniej ale najfajniej
Początek dzisiejszej trasy |
Ulica Warszawska |
Przymusowy postój na światłach |
Moje osiedle |
Czy to ptak narobił? Nie, to sól z potu :) |
Dziś był bieg regeneracyjny, a więc jutro też gdzieś tam pobiegnę sobie :)
sobota, 1 czerwca 2013
BBL na rozpoczęcie nowego miesiąca
Już po raz trzeci, tym razem po dłuższej przerwie postanowiłem wziąć udział w zajęciach z cyklu Biegam Bo Lubię. O 9:30 stawiłem się więc na stadionie lekkoatletycznym na terenie gdańskiego AWF-u. Tym razem też była dość spora grupka biegaczy, chyba ok. 25-30 osób. Gdy wszyscy się zebrali, zaczęliśmy truchtać na bocznym stadionie. Pogoda była w porządku, trochę tylko za gorąco i bardzo parno. Po rozgrzewce rozciąganie - bardzo się cieszę że instruktorzy w BBL tak zwracają uwagę na ten element, bo przyznam szczerze że sam traktuję go po macoszemu. Wiem że to duży błąd, ale nie mogę jakoś się przemóc, żeby rozbudować moje przygotowanie do biegu chociażby do jakiś rozsądnych 10-15 minut. Tu na zajęciach, trwa to nawet dłużej i bardzo dobrze. Fajnie dziś się biegało, w ogóle fajny dzień. Zauważyłem, że takie poranne bieganie daje niesamowitego kopa aż do wieczora. Potwierdzeniem tego jest dzisiejszy rodzinny spacer, gdzie syn przegonił mnie ze sobą na rękach kilka km. Jestem pewny że spaliłem więcej kalorii podczas tego spaceru niż rannego biegania :)
Dziś w planie mieliśmy szybkie przebieżki 6-8 razy po 300m z przerwami 2 minutowymi. Żałowałem bardzo, że mam tylko telefon i endomondo, które nijak nie obsługuje interwałów. Włączyłem więc trening na początku zajęć i pauzowałem za każdym razem, gdy przerywałem bieg. Przez to dziś powstały dość duże przekłamania w tempie, największe to chyba rekord życiowy na 1 km, który wynosi teraz 3:22. Kilometr ten był podzielony między 3 przebieżki z przerwami, więc nie powinien się liczyć. Do tego po wszystkich szybkich 300m zwalniałem na mecie, hamowałem prawie do zera i wtedy dopiero pauzowałem trening w endo. Dane są więc mocno orientacyjne, wiarygodny pozostaje mniej więcej dystans, który wyniósł 10,10 km. Dlaczego tak dużo? Już na przebieżkach zgraliśmy się z innym uczestnikiem zajęć i mając podobne tempo biegaliśmy razem. Po zakończeniu zajęć zrobiliśmy jeszcze "kilka" kółek, potem ja sam jeszcze trochę i tak dystans dobił do takiego mojego cichego niepisanego minimum treningowego. Tempo z dzisiaj 4:45, czas 48m:03s. Jak zawsze jednak na BBL nie dane są najważniejsze a urozmaicenie treningu i zbieranie doświadczenia. Szczególnie gdy tak rozmawialiśmy podczas biegu: o starcie w Biegu Europejskim, o treningach itp. Doszedłem do wniosku, że już bardzo niedługo nastąpi moment, gdy bez konkretnego planu treningowego na bicie życiówek nie będę miał co liczyć. Nie mówiąc już o moich upragnionych 20 min. na 5 km i 40 min. na 10 km. Zaczynam więc przygotowanie teoretyczne pod tym względem, a niedługo zajęcia praktyczne.
A z takich rzecz mniej ważnych - zmieniłem to i owo w wyglądzie bloga. Mam nadzieję że jest lepiej, wydaje mi się że wcześniej było trochę za ponuro i smutno.
Dziś w planie mieliśmy szybkie przebieżki 6-8 razy po 300m z przerwami 2 minutowymi. Żałowałem bardzo, że mam tylko telefon i endomondo, które nijak nie obsługuje interwałów. Włączyłem więc trening na początku zajęć i pauzowałem za każdym razem, gdy przerywałem bieg. Przez to dziś powstały dość duże przekłamania w tempie, największe to chyba rekord życiowy na 1 km, który wynosi teraz 3:22. Kilometr ten był podzielony między 3 przebieżki z przerwami, więc nie powinien się liczyć. Do tego po wszystkich szybkich 300m zwalniałem na mecie, hamowałem prawie do zera i wtedy dopiero pauzowałem trening w endo. Dane są więc mocno orientacyjne, wiarygodny pozostaje mniej więcej dystans, który wyniósł 10,10 km. Dlaczego tak dużo? Już na przebieżkach zgraliśmy się z innym uczestnikiem zajęć i mając podobne tempo biegaliśmy razem. Po zakończeniu zajęć zrobiliśmy jeszcze "kilka" kółek, potem ja sam jeszcze trochę i tak dystans dobił do takiego mojego cichego niepisanego minimum treningowego. Tempo z dzisiaj 4:45, czas 48m:03s. Jak zawsze jednak na BBL nie dane są najważniejsze a urozmaicenie treningu i zbieranie doświadczenia. Szczególnie gdy tak rozmawialiśmy podczas biegu: o starcie w Biegu Europejskim, o treningach itp. Doszedłem do wniosku, że już bardzo niedługo nastąpi moment, gdy bez konkretnego planu treningowego na bicie życiówek nie będę miał co liczyć. Nie mówiąc już o moich upragnionych 20 min. na 5 km i 40 min. na 10 km. Zaczynam więc przygotowanie teoretyczne pod tym względem, a niedługo zajęcia praktyczne.
A z takich rzecz mniej ważnych - zmieniłem to i owo w wyglądzie bloga. Mam nadzieję że jest lepiej, wydaje mi się że wcześniej było trochę za ponuro i smutno.
Subskrybuj:
Posty (Atom)