wtorek, 25 marca 2014

Podwójny powód do dumy

Dziś było...pięknie i szybko! Ale od początku: Muszę się do czegoś przyznać. Nawiązując do pierwszego posta na moim blogu, gdzie opisałem pokrótce historię mojego odchudzania, przypomnę że tego samego dnia, w którym zacząłem się odchudzać, rzuciłem też palenie. "Jakoś umknęło mi" żeby wspomnieć na blogu o tym, że ponad rok temu zacząłem sobie popalać, głównie w pracy. Potem paliłem coraz więcej, a ostatnimi czasy siedząc w domu paliłem już pół paczki dziennie, a w pracy całą paczkę. No i nieważne że dzień treningowy, że dieta itp. - paliłem bezpośrednio przed wyjściem na trening i gdy kończyłem to też paliłem. Ale dość tego! W ostatnią niedzielę byliśmy u Teściów. Teściowa poleciła mi wtedy pewną książkę, która podobno jest taka rewolucyjna i że robi furorę na całym świecie. Allen Carr "Łatwy sposób na rzucenie palenia" - tytuł mówi chyba wszystko. Statystyki mówią o 90% czytelników, którzy rzucili palenie po skończeniu tej książki. Byłem bardzo ciekawy co takiego w niej jest. No i wczoraj przeczytałem prawie całą, dziś wczesnym rankiem dokończyłem. Tak jak było w instrukcji - zapaliłem ostatniego papierosa... no i nie palę. Tzn. jestem niepalący bo tak wg Carra od samego początku mam siebie nazywać. No i dobrze mi z tym. Tak dobrze, że postanowiłem to uczcić. Wiadomo jak - najlepiej jakimś rekordem :) Wybiegłem sobie przeszczęśliwy. Siła podświadomości działała pełną mocą, bo "przecież czuję że tempo rośnie a ja jakby oddycham spokojniej i w ogóle nie kaszlę". Oczywiście to w żartach, choć dopiero dziś uświadomiłem sobie że kaszel podczas szybszych treningów był ostatnio bardzo częsty. O tempie nie będę się wypowiadał, bo wklejam na dole wykres z endo. Wszystko dziś ładnie równiutko i tak ma być. Celowałem w rekord może nie jakiś ważny, a raczej istniejący tylko w statystykach endomondo, a mianowicie dystans w godzinę. Wcześniej było 13,98 km. Poprawiłem sobie na 14,6 km a więc całkiem całkiem. Z biegiem czasu gdy kilometry dziś leciały, ja zacząłem przyspieszać. Pogoda co prawda nie była jakaś rewelacyjna - wiało trochę mocniej a temperatura mocno spadła przez ostatnie kilka dni, bo było ok. 3 stopni. A mimo to biegło się niesamowicie lekko i sam jestem ciekawy skąd to się bierze. Fakt że schudłem ostatnio o ok. 5 kg. Fakt że treningi są systematyczne. Ale te papierosy, brak interwałów w dalszym ciągu i urozmaicenia treningów. Dodam tylko że "rykoszetem" zupełnie z zaskoczenia pobiłem też życiówkę na 10 km! Zupełnie nieświadomie i od niechcenia! Teraz zszedłem o kolejne kilka sekund i wyszło 40m:20s. Głupio to zabrzmi ale jestem pełen podziwu dla swojej formy :) Na zakończenie, żeby nie zanudzać, suche fakty - 17,42 km w 1h:12m:13s a tempo to 4:09. Średnie tętno, bo lansiarsko już mogę podawać, to 160 :) Tydzień po pamiętnym prezencie i biciu rekordu na 10 km, znowu piękny trening i znowu toast nowym rekordem. Niektórzy wypiją piwko, ja pyknę jakiś rekord - lubię to! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz