piątek, 28 marca 2014

Rekreacyjna piętnastka

Wróciłem już do siebie do Trójmiasta i z racji tego że wczoraj robiłem też trening, który był nieco szybszy, dziś postanowiłem bieganie potraktować czysto rekreacyjnie. Wybiegłem wieczorem i na początku aż zmusiłem się do zwolnienia tempa. Pierwszy kilometr minął po 4:44 i to było zgodnie z planem. Kolejne 4:38 i 4:27 a to już za szybko. Kręcąc jeszcze jedno kółko po osiedlu świadomie zwalniałem. Szczerze mówiąc doskwierało mi coś jeszcze. Coś, czego nie czułem od zeszłego sezonu, a mianowicie głód podczas biegu. Czułem jak brakuje mi paliwa, choć wiedziałem bardzo dobrze że zadbałem dziś o nie podczas planowania posiłków. Wczoraj w tym samym momencie biegu też tak się czułem, choć to uczucie było trochę słabsze. Te dwa dni łączy jedna potrawa :) Chińszczyzna, którą jadłem wczoraj bezpośrednio przed biegiem i dziś jakieś 3 godziny przed nim (przed biegiem jeszcze bułka z dżemem i miodem). Teoretycznie powinno być w porządku - ryż, warzywa, kurczak to wręcz idealna potrawa biegacza. Ale może akurat w tej egzotycznej mieszance coś jest? A może zgubiło mnie coś innego? Wybiegając z domu wiedziałem, że czeka na mnie pyszna sałatka z kurczakiem. Uwielbiam jeść takie rzeczy i gdy podczas treningu pojawił się głód, przez kilka kilometrów nie myślałem o niczym innym, niż o tej sałatce. Na szczęście wiedziałem że po jakimś czasie ten dyskomfort zniknie i będzie mi się biegło coraz lepiej. Faktycznie - w okolicach ósmego kilometra wszystko wróciło do normy, a ja znowu musiałem siłą ograniczać tempo. Odwiedziłem znowu Borkowo, Łostowice, pętle tramwajową i rondo na Oruni Górnej. Truchcikiem wróciłem sobie na Kowale i tym sposobem zrobiłem ponad 15 kilometrów - dokładnie 15,55 km w 1h:13m:03s, tempo 4:42 a tętno 134 - lekka zadyszka łapała mnie tylko na podbiegach. Przez resztę biegu wdychałem baaardzo głęboko świeże powietrze czując jak po rzuceniu palenia wracają mi zmysły, takie jak węch i smak...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz