piątek, 21 marca 2014

Powrót (?)


Witam!
W końcu piszę, po dłuuugiej przerwie. Jednak tak jak wcześniej informowałem - ani na chwilę nie zrezygnowałem z biegania. Powiem więcej - pasja ta rozwija się u mnie coraz to bardziej. W chwili obecnej sytuacja wygląda tak, że kończąc trening już nie mogę się doczekać następnego. Tym sposobem dziś mając wolny od wszystkiego dzień (wolne w pracy, Starszego zabrały Dziadki :)) wstałem o godzinie 6:00 i zrobiłem ponad 11 km. Pierwszy raz mam w planie zrobić d

wa treningi jednego dnia. Co z tego wyjdzie zobaczymy, ale chęci są wielkie. Wczoraj piętnastak, a we wtoreeeek... No cóż, biegowo był to chyba mój najlepszy dzień w życiu. Jakiś czas temu koleżanka, która zaczęła także biegać poprosiła mnie o doradztwo w wyborze zegarka biegowego. Z racji tego, że obadałem już temat skrupulatnie przeprowadziłem kilka małych wykładów, porównałem funkcje modeli, orientacyjne ceny, wyraziłem opinie czy opłaca się dopłacać za wyższy model czy też nie... No wszystko... We wtorek wspomniana Iza pojechała po zegarek, nie powiem,"lekka" zazdrość mnie chwyciła bo to ledwo zaczęła biegać a już taki sprzęt, a samemu dalej biegam z telefonem, choć wiadomo - rodzina, dwójka dzieci - są inne priorytety finansowe. Po wycieczce z synem wróciłem do domu, Iza już wróciła z nowym nabytkiem - Garminem 610 HR - tak jak doradzałem :) Iza i moja Żona wiedzą że jestem strasznym gadżeciarzem i że uwielbiam nawet samo rozpakowywanie takich rzeczy, więc zaczekały na mnie z otwarciem pudełka. No więc zaczynamy - wyciągamy wszystko, biorę zegarek i stwierdzam że on taki lekki i w ogóle zajebisty... Trybiki w głowie już pracują i przeliczam że przecież stówka miesięcznie w kredycie nic nie zmieni :) Gdy już cały zestaw wylądował na kanapie usłyszałem: "Tak naprawdę to nie Izy zegarek, kupiliśmy go dla Ciebie na urodziny. Jest Twój! Wszystkiego najlepszego!"... o ku... Podobno zrobiłem się purpurowy. Urodziny mam co prawda za ponad miesiąc, ale co tam, to w ogóle nie jest ważne, w ogóle... Od tej chwili liczył się tylko Garmin i ja - szybkie przewertowanie instrukcji i okazuje się że musi być w pełni naładowany przed pierwszym użyciem. No to nie ma czasu do stracenia, jest już późno ale może jeszcze zdążę. No i tak stałem się meeega szczęśliwym posiadaczem super sprzętu, nie chwaląc się oczywiście :). O godzinie 22:00 mogłem w końcu wyjść i przetestować prezent i choć wiało, kropił deszcz to nic mnie to nie obchodziło. Tym razem wziąłem zegarek i telefon z endo (tu też zmiana sprzętu, bo od ok.2 tygodni biegałem z nowym smartfonem, który miał trochę lepszy nadajnik gps niż poprzednia Lumia). Wziąłem oba sprzęty, bo po pierwsze nie czułem się mocny w obsłudze Garmina i bałem się że coś schrzanię, a po drugie chciałem porównać jak duże będę różnice w liczeniu odległości. Wyszedłem i ruszyłem. Niby to pierdoła ale podgląd tempa/czasu/kilometrażu przy jednym ruchu nadgarstka to niesamowita rzecz. Wcześniej opierałem się tylko na komunikatach głosowych z endo, bo co tu dużo mówić, zerkanie na opaskę na ramieniu to podczas biegu lekka ekwilibrystyka. Zacząłem dziwnie mocno, potem jeszcze lepiej. Nie planowałem nic,tylko biec przed siebie. Kolejny kilometr poniżej 4 minut. Tu podjąłem decyzję o trzymaniu szybkiego tempa. Nasze osiedle połączyli z sąsiednim nową drogą, to stworzyło fajną pętlę liczącą jakieś siedem kilometrów. Z małymi modyfikacjami wydłużam ją do ok. 10 km i jest to ostatnimi czasy moja ulubiona trasa. Wybrałem właśnie tradycyjny kierunek. Na szóstym kilometrze wiedziałem już że rekord na dychę jest w zasięgu ręki. Ostatnie półtora kilometra wyszło nad "moim" stawem i tam charcząc jak lokomotywa ustanowiłem nowy rekord życiowy na 10 km - 40:24 i rekord na 5 km - 19:34 (pierwsze zejście poniżej 20 minut). Tak uczciłem nowy sprzęt, najlepiej jak można było. Zegarek ma oczywiście pulsometr - moje max tętno wyliczyłem na 190. Pod koniec tego treningu miałem 180 więc jeszcze minimalny zapas jest. Mimo średniej pogody i późnej pory biegło się rewelacyjnie. To magia nowych gadżetów :)
A co działo się wcześniej? We wrześniu ubiegłego roku start w Biegu Westerplatte na 10 km - 42:43 - trasa choć sprzyjająca życiówce trochę mnie pokonała. Nie sprawdziłem nawet gdzie biegnie i nie wiedziałem gdzie spodziewać się podbiegów itp. Tym sposobem zajechałem się trochę w pierwszej fazie i nie miałem szans w drugiej. Potem 11 listopada był Bieg Niepodległości w Gdyni. Trasa już znana i nowa życiówka - 41:03 i to przy pierwszym km ponad 4:30 (mnóstwo ludzi przede mną z wolniejszym tempem). Był też nieudany start - Bieg Europejski w Gdyni 8 lutego tego roku - czas 41:43 spowodowany zbyt mocnym startem i wypaleniem sił na drugą połowę. Szkoda, bo startowałem już z sektora 35-40` i swoje niepowodzenie nie mogę usprawiedliwiać brakiem możliwości wyprzedzenia. Tu początek był fajny, ale nie starczyło sił. Ważniejsze natomiast było to, że był to pierwszy start mojej Żony. Karolina też zaczęła biegać i postępy robi w solidnym tempie. Chciałem biec razem z nią, potem jednak zdecydowałem się zawalczyć o życiówkę. Nie udało się, trudno...
Każdego miesiąca robiłem ok. 150-200 km i ustaliłem sobie absolutne minimum na 100 km. Wrzesień - 163 km, październik - 201 km, listopad - 234, grudzień - 116, styczeń 2014 - 166, luty 198 i w marcu do tej pory jest 169 km.Między 17 a 23 lutego miałem najlepszy tydzień dotychczas - 81,67 km. Najdłuższy trening to cały czas 36 km (Jastarnia-Hel-Jastarnia) zrobiony w ok. 2g:30m. Gdy mrozy nie odpuszczały zamieniłem ścieżki i ulice na bieżnię w siłowni. Korzystając z sytuacji zrobiłem też kilka treningów na rowerze stacjonarnym. Chodzi mi po głowie szosówka, ale to tylko plany. Na gwiazdkę dostałem też bon do Biegosfery z przeznaczeniem na nowe obuwie bo Cortany powoli kończyły swój żywot. Wybrałem ponownie Saucony, ale tym razem Vittary z zerowym dropem. Biega mi się w nich rewelacyjnie i nie rozumiem tego że większość butów ma obcas po kilka czy nawet kilkanaście mm. To takie szybkie podsumowanie tego, co działo się przez ten czas. W tej chwili czuję że jestem w dobrej dyspozycji, biegam regularnie i co najważniejsze znowu przyspieszam. Radość z biegania mnie nie opuszcza i mam nadzieję że będzie tak zawsze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz