czwartek, 25 kwietnia 2013

Nadprogramowa dziesiątka

43:12 - to mój nowy rekord na 10 kilometrów. Piątek i sobotę spędzę na pewno w pracy, nie wiem czy w niedzielę uda się pobiegać, a potem czeka mnie tydzień przerwy, więc dziś MUSIAŁEM zaliczyć choć kilka kilometrów. Nawał spraw do załatwienia sprawił jednak, że trening przesunąłem na późniejszą godzinę niż zawsze. Zacząłem przed godziną 20:00, kiedy to jestem już zawsze dawno po treningu. Ponieważ do mojego startu w Biegu Europejskim już niewiele zostało, a nie będzie już masy okazji na sprawdzenie się na dystansie 10 km, postanowiłem dziś postarać się o rekord, a na trasę wybrałem moje osiedle, gdzie teren jest dość mocno pofałdowany. Udało się złamać 44 minuty, ale najważniejsze jest bardzo równe tempo podczas całego biegu. Pierwszy km zacząłem trochę za słabo - 4:35, potem było już dużo lepiej - 4:23, 4:19 i 4:15 (najszybszy dziś km). Piątka minęła po 21:31, więc wielkiego optymizmu nie było. W końcu czas gorszy o 33 sekundy od rekordu. Pamiętałem jednak, że poprzedni rekord na "dychę" to świetna pierwsza połowa i dużo gorsza druga. Dlatego robiłem dziś wszystko, żeby tempo na kolejnych pięciu kilometrach nie spadało. Widać po czasie że wyszło nieźle. Jestem dumny i zbliżyłem się trochę do wymarzonych w tym sezonie 40 minut. Wiem, daleka droga jeszcze do tego, ale kolejna cegiełka została wmurowana. Dziś rano bolało mnie jeszcze kolano po wczorajszym treningu. Mięśnie w lewej nodze też jeszcze nie wypoczęły, dlatego spodziewałem się przerwania treningu w każdej chwili. Podszedłem jednak do tego całkiem inaczej: ból miałem totalnie w d....e. Nie myślałem o nim, czy się pojawi, czy będzie przeszkadzał i czy mnie spowolni. W głowie miałem tylko walkę o czas. Pomogło! Bieg sprawiał mi radochę jak nigdy a gdy wróciłem do domu, banan na mojej twarzy wciąż nie schodził. Styrałem się dziś jak cholera, ale było warto.
Suche liczby treningowe na koniec: 11,11 km w 48m:20s, średnia prędkość 4:21

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz