niedziela, 7 kwietnia 2013

Niedzielne "wybieganie"

Praca pokrzyżowała mi plany wybrania się na BBL w sobotę,więc postanowiłem, że w niedzielę trochę nadrobię kilometraż. Takie było założenie, ale w głowie wciąż miałem obawę o moje prawe kolano. Pogoda dzisiejsza była naprawdę w porządku biorąc pod uwagę ostatnie warunki - ok. 2-3 stopni na plusie, 90% trasy nie była pokryta śniegiem i tylko miejscami jeszcze ta biała breja zalegała i wyjątkowo przeszkadzała - topiący się śnieg jest dwa razy gorszy od sypkiego spotykanego przy minusowych temperaturach. Wiał dość silny wiatr, ale nie był aż tak bardzo uciążliwy. Zacząłem bardzo spokojnie, w sumie to za spokojnie, nie wiem dlaczego. 5:05 potem 5:08, następne 5:32, ale była tam przeprawa błotna przy moim stawie. To był najsłabszy km, ale ogólnie w całym treningu krążyłem blisko pięciu minut przekraczając tą granicę parę razy. Powodów było kilka: nogę zacząłem czuć już od drugiego km, poza tym postanowiłem trochę pozwiedzać okoliczne osiedla. Fragmenty gdzie biegłem po "nowych" terenach, były wolniejsze niż te przy stawie czy moim osiedlu. Miałem jednak cały czas w głowie świadomość, że zaraz pewnie zacznie boleć. No i na dwunastym km, gdy już wracałem powoli w stronę mojego osiedla, złapał mnie taki ból, że musiałem spauzować trening na ok. 20 sekund. Ruszyłem dalej mając przed sobą dość duży podbieg, zacząłem podnosić wyżej łydki, jak przy skipie. Ku mojemu zdumieniu to pomogło. Byłem już trochę zmęczony, więc nie było to tak "dopracowane" jakbym chciał, ale ból był wtedy zdecydowanie do zniesienia. Okazało się później, że po tej pauzie i wznowieniu endo nie załapał sygnału i naliczał tylko czas. Resztę trasy przy pomocy strony docelu.pl obliczyłem i dodałem edytując trening. Dane: 15:65 w 1:19:54, średnio 5:06/km. Wybieganie udało się więc średnio, tempo było ciut za słabe, ból zaczął się zbyt wcześnie i dał w kość pod koniec. Miałem dziś dużą ochotę na połówkę, ale musiałem zrezygnować. Ochota tym większa, że przez pracę szykuje się przerwa z bieganiem co najmniej do środy a może i nawet do czwartku,więc chciałem nadrobić km z wyprzedzeniem. Z ciekawostek sprzętowych - dziś założyłem pierwszy raz skarpety kompresyjne zakupione przeze mnie ok. miesiąca temu w Lidlu podczas promocji artykułów do biegania. Kosztowały 17 zł, więc rewelacji nie można się spodziewać, kompresji nie czułem za bardzo, choć porównania ze skarpetami firmowymi nie mam. Są jednak bardzo wygodne i fajnie się w nich biegało. Dziś też jadłem pierwszy raz w życiu Pancakes, czyli jedno z typowych dań dla biegaczy. Przepis z mojewypieki.pl stuningowaliśmy z żoną zamieniając zwykłą mąkę na pełnoziarnistą. Są naprawdę bardzo dobre, wg mnie coś pomiędzy naszymi naleśnikami a goframi. Kolejny trening zaczynam od przebiegnięcia kilku km z tym wysokim podnoszeniem łydek. Już się nie mogę doczekać, dziś jakiś taki niedosyt...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz