sobota, 18 maja 2013

Nowe tereny

Znowu po długiej przerwie w końcu wychodzę pobiegać. Wizyta u teściów sprawiła, że zamiast truptać kolejny raz po okolicy, spakowałem strój do biegania i postanowiłem sprawdzić popularny bulwar nadmorski, który ciągnie się przez całe Trójmiasto. Do tego wczoraj,gdy kończyłem kolejny ciężki tydzień pracy,  poprawiłem sobie humor zakupami w Decathlonie, a dziś jeszcze w Go Sport. No i tak stałem się właścicielem nowego longsleev'a adidasa, czapki Asics i krótkich spodenek Kalenji. Trzeba było zatem przetestować świeży sprzęt. Trasę zacząłem w samą porę, co miało się okazać później. Start z parkingu na końcu Jana Pawła II w Gdańsku, gdzie kiedyś co środę przesiadywałem jeżdżąc na motocyklu, no i skierowałem się w stronę morza. Pełno ludzi - tego się spodziewałem, ale 29 stopni w cieniu i kompletnej duchoty już nie. Niemniej jednak zacząłem bardzo mocno: 4:25,4:20,4:23,4:20 i 4:29 to czasy pierwszej piątki. Płuca podpowiadały,że nie jest to zdecydowanie tempo na dziś, więc musiałem zwolnić. Tym bardziej, że biegłem po zupełnie nowym terenie, oddalałem się też nieustannie od samochodu, więc w razie dużych kłopotów z kolanem nie miałbym jak dostać się z powrotem. Ból "jak na złość" dziś nie dokuczał specjalnie. Co prawda czułem kolano, w okolicach ósmego kilometra nawet zabolało trochę mocniej, ale potem wszystko się ustabilizowało, tak jak na poprzednim treningu. Na dziewiątym km natrafiłem na koniec ścieżki i strome drewniane schodki - świetny test kondycji po takim dystansie. Tempo podbiegu wyszło całkiem całkiem, ale gdy byłem już na górze siły trochę opadły i musiało minąć kilkaset metrów, żebym doszedł w pełni do siebie. Widać gołym okiem braki w tej kwestii i będę musiał nad tym popracować.
Nowy sprzęt na poprawę humoru :)
 Po tym podbiegu droga zamieniła się w żwirową/kamienną i z metra na metr robiła się coraz bardziej miękka. Nie byłem pewny czy jest ona otwarta dla użytkowników i czy dobiegnę nią gdziekolwiek. Ponieważ temperatura dawała znać o sobie, zawróciłem. Potem jeszcze tylko zbieg po tych samych schodach i w drogę. Wszystko to jednak działo się na jednym kilometrze, więc czas kilometra nr 9 był tragiczny - 5:51 i był to zdecydowanie najwolniejszy odcinek dzisiejszego treningu. Druga połowa biegania to już trochę wolniejsze tempo, czasy w okolicach 4:50, raz przekroczyłem też pięć minut. Przeciągnąłem też trochę dystans na samym parkingu, żeby dobić do 17 km. Endo pokazało 17,09 km w 1g:21m:24s, a średnie tempo wyniosło 4:46. Przy takiej pogodzie nie ma co narzekać, choć mogłem trafić gorzej. Po 15 minutach od zakończenia treningu zaczęło tak lać i grzmić, że gdybym został na trasie, z biegania zrobiłoby się pływanie. Chodzi mi po głowie "skoro 17,to dlaczego od razu nie 21km", ale jutro zaliczyłbym pewnie mięśniowy zgon, a tak może uda się wyprowadzić 4 litery na kolejną przebieżkę. Dobra wiadomość dla mnie - czerwiec szykuje się zdecydowanie bardziej obfity w treningi - najintensywniejszy etap w pracy kończy się dokładnie 25 maja.

1 komentarz:

  1. Nowy sprzęt = Nowa motywacja :) Powodzenia na biegowych ścieżkach :)

    OdpowiedzUsuń