niedziela, 19 maja 2013

Szybka dziesiątka z życiówką + ważenie kontrolne

Gorąąąąco! Mimo że biec zacząłem ok. 18:45, temperatura była ciężka do zniesienia. Ciężka nie na wolne wybieganie, ale przeszkadzająca w szybkim treningu, jaki na dzisiaj zaplanowałem. Wczoraj i dziś biegałem, jutro też planuję, więc szybsza niż zwykle dyszka pasowała idealnie. Wszak jak już wcześniej wspomniałem, nie ma co nadrabiać straconego kilometrażu. Zamysł był taki, aby zejść na pewno poniżej 45 minut na 10 km i zakończyć trening. Początek był naprawdę obiecujący - 4:12, 4:12, 4:04, 4:12 i 4:14 - bardzo równo i jak na mnie, bardzo szybko. Padł rekord, o czym już wiedziałem nasłuchując komentarzy endo w trakcie biegu. 20:50 to czas lepszy od poprzedniej życiówki na 5 km o 8 sekund. Niby to niewiele, ale progres jest. Wiedziałem jednak że tempa nie utrzymam przez kolejne pięć kilometrów i asekuracyjnie zwolniłem zaraz na szóstym okrążeniu. Na życiówkę na dychę nie było co dzisiaj liczyć, sapałem jak lokomotywa, serce waliło jak oszalałe. Aż żałowałem że nie mam pulsometra, jestem ciekawy jakie tętno pokazałby na początkowym odcinku. Kolejne kilometry mijały zatem na uspokojeniu organizmu i trzymaniu tempa nie przekraczając 4:45  na km. To się udało, bo najwolniejszym było 4:38. 10,62 km w 46m:45s, średnie tempo 4:24. Są inne plusy dzisiejszego biegania - absolutnie nie czułem kolana! Pierwszy raz od kilkunastu treningów! Wiem, nie ma co się podniecać, samo się nie naprawiło, ale co to za uczucie! Druga - endorfiny dziś wystąpiły po treningu w stężeniu zagrażającym trzeźwemu myśleniu. Tak się wykończyłem, że wracałem do domu z wielkim uśmiechem na twarzy przez cały czas. A! to też pierwszy mój trening biegając na zewnątrz z muzyką w tle. Pożyczyłem dziś od żony słuchawki i włączyłem Dj Fresha na telefonie :) Po treningu żona zrobiła mi świetny prezent
- prawdziwy posiłek biegacza - pancakes z syropem klonowym, masłem orzechowym, serkiem wiejskim i dżemem. Siły odzyskałem zatem momentalnie :) No i na koniec z innej beczki - dawno nie kontrolowałem swojej wagi. Od czasu gdy zacząłem chudnąć mam lekką obsesję na jej punkcie i bywało tak, że ważyłem się codziennie. Od jakiś 2 tygodni ze względu na pracę natomiast nic nie sprawdzałem. Do tego w tym okresie biegałem tylko 3 razy. Z lekką obawą dziś rano wszedłem więc na wagę. Wynik jednak mnie zadowolił :) Oznacza to przekroczenie 40 kg zrzuconego balastu! Wrzucam też obiecaną fotkę "przed i po, czyli 110 do 70" Jutro biegam! Nie ma opcji!

2 komentarze:

  1. Wow, fotki robią wrażenie, metamorfoza niesamowita - i to nawet nie chodzi o sylwetkę, co to zadowolenie i uśmiech na drugim zdjęciu, widać, że bieganie Ci służy :) Wczoraj strasznie duszno było (ja prawie umarłam, ale co tam, żyję i to najważniejsze :D) więc taki wynik tym bardziej cieszy. Te pancekes'y mnie zaciekawiły, może wrzucisz kiedyś przepis?

    OdpowiedzUsuń
  2. a proszę bardzo :) http://www.mojewypieki.com/przepis/pancakes zamieniając mąkę pszenną na pełnoziarnistą - zdrowsze i zdecydowanie lepsze w smaku

    OdpowiedzUsuń