piątek, 31 maja 2013

Biegowe podsumowanie maja


Maj nie był taki zły. Nie był też rewelacyjny. Ot takie coś pomiędzy marcem a kwietniem. 123,66 km to wynik średni biorąc pod uwagę 164 w marcu i 106 w kwietniu. To jednak tylko kilometraż. Ważne też są przecież czasy. W tym miesiącu pobiłem wszystkie rekordy, na każdym dystansie mam nową życiówkę, oczywiście oprócz maratonu, którego jeszcze nie przebiegłem ani razu. Mój zdecydowanie ulubiony dystans - 10 km poprawiłem majowym rzutem na taśmę, ale udało się. Z tego jestem więcej niż zadowolony.
Zaraz po finiszu w pierwszych zawodach w życiu
Wystartowałem też pierwszy raz w życiu w zawodach biegowych, był to Bieg Europejski odbywający się 11 maja w Gdyni, gdzie nabrałem pewności siebie i doświadczenia. Oczywiście, widzę też słabe strony maja - kilometrów mogło być trochę więcej, treningi powinny być bardziej zróżnicowane, nadal nie ćwiczę interwałów. Pierwsza część maja była tragiczna, pierwszy raz biegłem dopiero po 11 dniach od początku miesiąca. Jest więc co poprawiać i to jest najważniejsze. Nie straciłem zapału do biegania. Ba! nawet się zwiększył, kolano trochę mi odpuściło, choć nie całkiem. Jest dobrze! Dziś pobiegałem sobie bardzo luźno robiąc tylko 10,41 km w 47m:48s. Tempo 4:36,czyli takie moje "standardowe" ostatnio, podobnie jak miejsce - ulubiony staw. Jedynie pora biegu była nie taka jak zawsze, bo wystartowałem po godzinie 9:00. Głód biegania był nie do opanowania, więc zapakowaliśmy się całą rodziną, żona z synkiem ganiali kaczki nad stawem, a ja biegałem w około :) Cóż, pora roku to już taka, że skwar leje się z nieba bez umiaru. Nie przypuszczałem, że będzie aż tak gorąco, ale potraktowałem to jako dodatkowy test wydolnościowy. Wszystko pewnie kiedyś zaprocentuje i nie jest to moje dawne bieganie w klimatyzowanej siłowni. Klasyką więc pożegnałem obecny miesiąc i jestem gotowy na następny!
Cały maj w oczach niewolnika statystyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz