środa, 17 lipca 2013

Nagroda po ciężkim dniu

Obowiązków ostatnio co nie miara - wiadomo, dwójka małych dzieci w domu to nie przelewki :) Na szczęście są to obowiązki bardzo przyjemne, oczywiście z wyjątkiem zmiany pieluch :) Dziś starałem się aktywnie zaplanować dzień naszemu synowi. Punktem kulminacyjnym był ok. 3 godzinny kilkukilometrowy spacer. Pech chciał, że nogi mojego syna odmawiały posłuszeństwa dość często :) A to oznaczało nic innego jak tatę-wielbłąda. Efekt był taki że zrobiłem dziś kilka kilometrów niosąc na różne sposoby ponad 16 kilowy dodatkowy "balast" i to w trudnym terenie :) Po tak wyglądającym całym dniu, gdy dzieci już zasnęły, mogłem się wymknąć na godzinkę. Była już godzina ok. 21:30. Tak jak wcześniej narzekałem że to późno, że zmęczony itp., tak teraz mi to w ogóle nie przeszkadza. Bierze się po prostu w ciemno co jest. Jakby było 40 stopni, to też bym już teraz nie narzekał. Ważne że mogę wyjść i po prostu pobiegać. Rozpocząłem więc z uśmiechem na ustach nabijanie kilometrów. Tempo bez znaczenia, odległość niezaplanowana, trasa spontaniczna. No niby miałem się trzymać w miarę blisko domu, żeby w razie draki z dziećmi szybko wspomóc żonę, ale jakoś tak się złożyło że najpierw nogi mnie zaniosły na Szadółki, potem dopiero wróciłem na Kowale. Ostatnio oglądałem na Canal + relację z Biegu Rzeźnika, potem poczytałem trochę o Badwater, w międzyczasie czytuję książkę "Urodzeni Biegacze" i przyznam że rodzi się we mnie postawienie sobie takiego konkretnego celu, czyli ukończenie jakiegoś ultramaratonu górskiego. Najpierw jednak muszę zaliczyć maraton. Miało to się stać na wiosnę przyszłego roku, ale coraz częściej myślę o przyspieszeniu tej próby - może już tej jesieni. Maraton w Poznaniu wydaje się dla mnie idealnym terminem. Mam jednak spore wątpliwości czy uda mi się go ukończyć. Jeśli miałbym startować, to na pewno celowałbym co najmniej w złamanie 4 godzin. Jeszcze mam trochę czasu na zastanowienie, zobaczymy... A jak dzisiejszy bieg? 13,60 km w 1h:03m:13s, średnie tempo 4:39. Szukałem dziś podbiegów, chciałem się zmęczyć ale nie samym tempem co właśnie wykorzystaniem siły biegowej. Mimo tego czasy poszczególnych kilometrów bardzo równe, z czego jestem bardzo zadowolony. Z tempa trochę mniej, bo raczej życzyłbym sobie żeby było spokojniej. Dlaczego? Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią mi że biegam za szybko. Czytam coraz więcej artykułów branżowych na ten temat i powielam wiele błędów podczas treningu. Największym z nich jest nieodparta chęć bicia życiówek na każdym wyjściu z domu. Przykład znajomych z endo pokazuje mi że trenując wolniej są w stanie pobiec szybciej na zawodach ode mnie. Coś jest nie tak i ja już wiem co. Teraz muszę tylko sam siebie namówić żeby nie przebierać tak nogami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz