sobota, 6 lipca 2013

Poranek u siebie

Aż tam mnie dziś nogi zawiodły
Tego mi było trzeba - ładnej pogody i porannego spokojnego treningu, gdzie nic mnie nie popędzało, tylko ja sam oczywiście :) Jesteśmy już na Kowalach. Przyznam że trochę mi brakowało już tych pagórków naokoło osiedla i niezbadanych jeszcze ścieżek znajdujących się na wyciągnięcie...nogi. Nie mogło być zatem dziś inaczej, niż sprawdzenie nowej trasy tempem relaksacyjnym. Udało mi się wybiec około godziny 8:30, wyjątkowo nie po owsiance a jedynie po bułce kukurydzianej z dżemem. Owsiankę przesunąłem jako posiłek regeneracyjny po biegu. Ale wracając... Pierwszy kilometr... tak naprawdę to nie wiedziałem, bo głośność trenera audio była tak niska, że słyszałem go tylko wtedy, gdy w promieniu 20-30 metrów ode mnie była absolutna cisza. W praktyce znałem tempo jednego kilometra na pięć. Na pewno jednak nie była to wada - nie dzisiaj. Domyślałem się jedynie że oscyluję w granicach lekko poniżej pięciu minut. Na początku udałem się w stronę Fashion House'a, potem ulicą Jabłoniową w górę i gdy wcześniej wbiegałem na Warszawską, dziś pobiegłem w stronę Kartuskiej. Potem w dół w stronę centrum aż dobiegłem do skrzyżowania z ulicą Łostowicką. Wcześniej zapomniałem o sporym nachyleniu tego odcinka i trochę mi mina zrzedła gdy zobaczyłem ile metrów w górę jest przede mną, ale dałem radę notując na tym podbiegu czas 4:50 co uważam za pozytyw biorąc pod uwagę tempo relaksacyjne.
Gdy już byłem na górze, obrałem kierunek na pętlę tramwajową na Chełmie - kiedyś sterczałem na niej w oczekiwaniu na transport do pracy, dziś trochę tam pusto, gdy pętla na Oruni jest już czynna. Tam zrobiłem kółko i zacząłem wracać. Dobiegłem  do aleji Havla, ostro w dół i znalazłem się właśnie obok wspomnianej nowej pętli. Sam zbieg na Havla sprawił mi sporo bólu w prawym kolanie. Mniej więcej w połowie odcinka w okolicach rzepki zaczęło mi coś pulsować. Na dole już ból był na tyle silny, że musiałem się zatrzymać na 20 sekund i rozruszać się trochę. Na szczęście wszystko ustąpiło i nie pojawiło się już więcej. Jeśli ktoś rozważa bieg ulicą Świętokrzyską, to póki co odradzam. Dawno tam nie byłem i przeraziłem się trochę tym, co tam teraz zastałem. Ta ulica to plac budowy, bez możliwości normalnego przejścia czy przebiegnięcia. Nakombinowałem się trochę szukając drogi w kierunku domu, jednak się opłaciło bo nie musiałem się cofać. Krótka wizyta nad znajomym stawem i ostatni podbieg, zawsze jakoś tak na koniec wybiegań, chyba żeby do domu nie wracać zbyt wypoczętym. Statystyki: 18,08 km w 1h:26m:44s a tempo to 4:48. Nie było to zatem klasyczne "wybieganie".
Nowy nabytek został w Jastarni
Kilometraż trochę za mały, a tempo trochę za wysokie. Do tempa jednak nie mogłem się dziś przyczepić, bo oddychałem dość głośno tylko na podbiegach. Na płaskim terenie bez problemu mogłem oddychać nawet przez nos. Mięśnie także póki co nie dają oznak zmęczenia. Fajnie było dzisiaj, tego mi było trzeba. Wielu tak narzeka że upały, że się biegać nie da. W RW są porady jak sobie radzić z takimi temperaturami w kontekście musu a nie przyjemności. Ja tego nie rozumiem - przyznam że uwielbiam biegać w temp. rzędu 20-25 stopni. Czuję wtedy taki dodatkowy bat nad sobą i motywację, bo przecież "nie jest lekko". No i tak ma być!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz