niedziela, 2 czerwca 2013

Najwolniej ale najfajniej

Początek dzisiejszej trasy
Nadchodzi czas zmian w moim bieganiu. Pisałem już wczoraj trochę na ten temat, dziś wcieliłem cząstkę teorii w życie. Skoro wczoraj byłem na BBL, gdzie bądź co bądź tempo było czasami dość spore, dziś zdecydowałem się na tzw. bieg regeneracyjny. Nie ukrywam, że trochę przekonał mnie do tej decyzji artykuł na bieganie.pl (http://bieganie.pl/?show=1&cat=15&id=5321). Pogoda dopisała - czyste niebo, jednak trochę za gorąco - ok. 24 stopni. Życiówek jednak dzisiaj bić nie zamierzałem, więc nie bardzo mi to przeszkadzało. Skoro bieg regeneracyjny, to tempo ma być wolne, a skoro tempo wolne, to 10 km będzie nieco za krótkim dystansem. Postanowiłem więc zwiedzić okolicę i pobiegać po rejonach, gdzie jeszcze nie biegałem. Tak oto rano zjadłem owsiankę, wypiłem kawę i ok. 9:30 wyruszyłem z wstępnym planem trasy w głowie. Pierwsza i najważniejsza zasada dzisiejszego treningu - to bieg REGENERACYJNY i pilnuję się co do tempa, tym razem w "drugą" stronę, czyli żeby nie przeholować. Skierowałem się w stronę "starych" Kowal, potem ulicą Przywidzką ku Fashion House.
Ulica Warszawska
Tempo wolniutkie, tak jak miało być - 5:21, 5:22. Minąłem siłownię, w której to zrzuciłem bite 30 kg, popatrzyłem jak za szybą inni trenują na bieżni, ale łezka się nie zakręciła :) "Wyjście na dwór" z moim bieganiem było świetną decyzją i nie żałuję jej ani przez chwilę. Tak rozmyślając skręciłem w ulicę Jabłoniową i nabijałem kolejne kilometry - 5:26, 5:12, 5:17, 5:26... Woooolno, ale nie, nie mogę przyspieszać. Zamiast się denerwować tak jak zawsze gdy endo podaje komunikaty o tempie niezgodne z moimi oczekiwaniami, dziś się tylko uśmiechałem. Biegło się super, mimo że ulica Jabłoniowa na większości długości nie dorobiła się jeszcze chodnika. Kolejne osiedla znikały za plecami, wbiegłem na ulicę Warszawską, gdzie chodnika jest jeszcze mniej. Ruch jednak w niedzielę rano jest niewielki, więc wielkiego slalomu nie musiałem robić. Biegło się świetnie, naprawdę rewelacyjnie. Uśmiechałem się do siebie i miałem cichy ubaw z ludzi, którzy stali na przystankach autobusowych, spoceni i wycieńczeni temperaturą, ubrani odświętnie, zapewne w drodze do kościołów. Może nie tyle z ludzi, co z ich  min gdy na mnie patrzyli. Miałem wrażenie że myślą "Co on do ch... wyprawia w taką pogodę?!"
Przymusowy postój na światłach
 Dotarłem do skrzyżowania Alei Armii Krajowej z Aleją Havla. Tam skręciłem w dół, w stronę nowej pętli tramwajowej. Coś mi jednak znowu w głowie zaświtało, wbiegłem na osiedle przy ulicy Wilanowskiej trochę wydłużając trasę i wróciłem na Havla. No i w stronę domu ulicą Świętokrzyską. Po drodze kolejni wykończeni ludzie na przystanku autobusowym - zastanawiam się dlaczego zatem ubierali 3 warstwy ciuchów na siebie... Dobiegłem do mojego stawu, okrążenie-runda honorowa, czyli 1.33 km i w stronę domu. Wtedy już prażące słońce i temperatura trochę dawały mi znać o sobie, a zapomniałem że czeka mnie jeszcze dość długi i stromy podbieg.
Moje osiedle
Wybił on mnie trochę z rytmu, odnotowałem najwolniejszy dziś kilometr, tj. 5:51, ale przy swoim osiedlu dalej się uśmiechałem. Znalazłem się znowu pod swoim blokiem, endo wskazało 15,29 km w czasie 1h:22m:45s i tempie 5:25/km. Był to mój najwolniejszy trening od czasu gdy pierwszy raz w tym roku wyszedłem pobiegać na dwór (3 marzec, kiedy biegłem ze średnim tempem 5:52 robiąc tylko 4:64). Ale najwolniejszy nie znaczy zły. Tak dziś miało być, starałem się nie przyspieszać i nie schodzić poniżej 5 minut na km. Przypominałem sobie wspomniany artykuł, zasadę że tak wolne bieganie ma swoje uzasadnienie i ostatecznie będzie miało lepszy wpływ na moje wyniki w przyszłości niż gdybym podkręcał tempo na każdym treningu. Przyznam, że miałem trochę z tym problem. Jestem wieeelkim fanem statystyk, czasami wręcz ich niewolnikiem. Objawia to się np. tym, że czasami byłem w stanie zrobić ten km więcej, przyspieszyć trochę itp. bo wiedziałem, że będzie to lepiej wyglądało w dzienniczku na stronie endomondo. A że to chore, to wiem doskonale, walczę z tym i dziś się udało. Zatrzymałem się nawet 3 razy pauzując czas, zrobiłem fotki z trasy ryzykując zerwanie połączenia z gps, to do mnie niepodobne :)
Czy to ptak narobił? Nie, to sól z potu  :)
Na koniec wspomnę też o kupionej niedawno przeze mnie czapce do biegania. Nie byłem w 100% przekonany do tego zakupu, namówiła mnie trochę żona i jestem jej teraz bardzo wdzięczny. Nie zamierzałem jednak wydawać dużej sumy, więc mierzyłem wszystkie czapy, które napotykałem w sklepach, no i ku swojemu niezadowoleniu najbardziej pasowała Asics. Dziś ten daszek jednak uratował mi d...tzn. głowę. W takich warunkach atmosferycznych po prostu ją uwielbiam. Świetny zakup i mogę z czystym sumieniem polecić każdemu.
Dziś był bieg regeneracyjny, a więc jutro też gdzieś tam pobiegnę sobie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz