czwartek, 27 czerwca 2013

Zapchajdziura



Przyznam że na dzisiejsze bieganie nie miałem absolutnie żadnego planu. Wiedziałem tylko że nie mogę pozwolić sobie na dystanse rzędu dwudziestu kilometrow ze względu na porę treningu. Kolejny raz wyruszyłem poźnym wieczorem, tj. ok. 21:45. Po pierwszych dwoch kilometrach miałem już wstępny obraz dalszych losow. Pierwszy km jak zwykle mający mało wspolnego z resztą, drugi 4:26 już nastrajał optymistycznie. Postanowiłem jednak trochę zwolnić. 4:39, 4:36.... Kręciłem się po Jastarni wzdłuż i wszerz. Poniekąd byłem do tego zmuszony - było już ciemno, a między miejscowościami nie ma absolutnie żadnego oświetlenia. W ramach dodatkowego podkręcenia tempa występują też dziki w dużych ilościach, ktore uwielbiają żerować w nocy. Wolałem jednak nie ryzykować i lawirowałem kolejny raz uliczkami Jastarni. Miejscowość ta ma tylko ok. 4000 mieszkańcow, a wbrew pozorom jednak jest gdzie biegać. Kombinacji pętli jest sporo, jednak może się to kiedyś znudzić. Sprobuję więc treningi przenieść na trochę wcześniejszą godzinę, żeby moc odwiedzić okoliczne miejscowości. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać... Tak więc obiecać tego nikomu nie mogę. Mimo że miałem dziś dość mocny dzień w pracy, zjadłem trochę ciężko i poprzedniej nocy spałem ok. 3 godzin, biegło mi się wyjątkowo lekko i łatwo. Jedyny minus to powrot skakania tempa na kolejnych kilometrach. Myślałem że już to mniej więcej ogarnąłem, a okazuje się że niekoniecznie. Muszę widocznie jeszcze nad tym popracować. A jeśli chodzi o liczby, to taki standardzik - 13,22 km w 1h:00m:21s ze średnim tempem 4:34. Nie jest źle. Pogoda dopisała, było ok. 17 stopni i wieczorem zrobiło się bezwietrznie. Były idealne warunki do bicia życiowek, ale dla mnie nie dzisiaj...
Dziś to właśnie ta tytułowa zapchajdziura, czyli nabicie kilometrażu - bez określonego celu. Ale za to wciąż z wielką przyjemnością!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz