niedziela, 16 czerwca 2013

Rekord mimo problemów

Przed dzisiejszymi 22 km 
Dwa dni przerwy od biegania nie zdarzają się ostatnio często, a że mięśnie odpoczywały trochę dłużej, dziś zamierzałem je trochę pomęczyć. Te 2 sekundy powyżej 1h:40m w rekordzie połówki maratonu trochę biło mi po oczach, więc wziąłem się za poprawę tego rezultatu. Założenie było takie, żeby zejść tylko poniżej tej godziny czterdzieści. Początek był nawet dość szybki 4:32,4:28,4:21 i wiedziałem że takie tempo to może na  10-12 km ale na pewno nie na 21. Poza tym w pewnym momencie na czwartym km muzyka przestała grać, spojrzałem więc na endo, które też przestało działać. Ogólnie telefon załapał totalny zwis systemu. Pierwszy raz mu się to zdarzyło, ale wkurzyło mnie niesamowicie. Dziś miałem przecież bić rekord... Po 2 minutach użerania się z elektroniką telefon ruszył i okazało się nawet że endomondo zrobiło pauzę i mogłem kontynuować od momentu zawiechy systemu, tak mi się wtedy wydawało. Kolejnym problemem było to, że nie wiedzieć czemu po tym postoju endo przestało podawać komunikaty głosowe mimo dobrze ustawionego trenera audio. Nie mogłem więc kontrolować za bardzo tempa, bo wykrzywianie się co chwilę w celu spojrzenia na telefon na opasce ramiennej to nie lada wyzwanie i jest po prostu wkurzające. Biegłem więc sobie takim tempem jakie było dla mnie w miarę komfortowe mając nadzieję że nie przekraczam 5 minut na km. Dobiegłem tak do Chałup gdzie zastał mnie jedenasty kilometr. Zawróciłem i identyczną trasą, tj. ścieżką rowerową wzdłuż Półwyspu Helskiego skierowałem się w stronę domu. Na początku po nawrocie było trochę lepiej, wiatr zaczął wiać w plecy i biegło się w miarę miło.Oddech jednak był niespokojny i wiedziałem że albo biegnę za ostrym tempem, albo dziś jest mega słaby dzień. Na szczęście na piętnastym km endo odżyło i zaczęło podawać czasy i tempo. Trochę mnie zszokowały te informacje - oscylowałem w granicach 4:30,a było już blisko do mety. Było naprawdę dobrze, chociaż coś mi się nie zgadzało gdy policzyłem mniej więcej czas łączny biegu i podzieliłem w myślach przez liczbę km. Wydawało mi się że biegnę tak cały czas, ale cóż... może to było tylko złudzenie. Szybko obliczyłem też, że żeby zejść poniżej upragnionego 1h:40m przez resztę dystansu nie mogę przekraczać ok.4:55/km. Niby to nie jest dużo, ale wiedziałem doskonale że ostatnie kilometry półmaratonu w moim wykonaniu nie należą do ultraszybkich. Tak było dzisiaj także,
Długi bieg nie zwalnia z codziennego treningu brzucha
przynajmniej subiektywnie. Ostatnie 4 km to była katorga. Naprawdę dawno nie biegło mi się tak ciężko, byłem już wykończony, mięśnie już trochę wysiadały, zaczęły się bóle w kolanach, oddech był cały czas niespokojny. W grze zatrzymywało mnie tempo podawane przez trenera - 4:32, 4:35,4:29 i ostatni km w 4:39. Gdyby nie potworne zmęczenie po zakończeniu biegu skakałbym z radości. A tak po prostu uśmiechnąłem się do siebie świadomy dobrze wykonanej roboty. Przebiegłem dziś przecież 22,01 km w 1h:41m:24s ze średnim tempem 4:36/km. Nowy rekord połówki to 1h:36m:57s co jest poprawą starego czasu dokładnie o 3m:05s. Pięknie! A byłoby jeszcze piękniej, tylko po obejrzeniu treningu na stronie endomondo okazało się, że w momencie wspomnianej awarii z czwartego km, czas leciał dalej nie naliczając dystansu oczywiście. Efektem tego jest czas tego kilometra - 7:05, a to przecież totalnie niemożliwe. No trudno, ręcznie tego nie poprawię, bo nie o to przecież chodzi. Czas i tak jest rewelacyjny, ale czuję że przypłacę go mega bólami w jutrzejszym dniu. Obecnie czuję się... no niespecjalnie :) Ale co tam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz