czwartek, 24 kwietnia 2014

Kopia wspólnej przyjemności

Korzystając z tego, że jesteśmy jeszcze w Jastarni (dziś wracamy do domu), poruszaliśmy się z Karoliną raz jeszcze. Najpierw jednak położyliśmy dzieci spać, co spowodowało że wybiegliśmy, tak jak wczoraj, przed godziną 20:00. Jak już kiedyś pisałem, na półwyspie późny trening oznacza ograniczenia w ewentualnych trasach. Zostaje kręcenie się po samej Jastarni, ewentualnie wycieczka do Juraty, gdzie cała droga prowadząca jest oświetlona. Karolina jednak chciała zrobić zdjęcia na molo i na plaży, więc tym razem pokręciliśmy się jeszcze trochę i dopiero po 5 kilometrach ruszyliśmy w stronę Juraty - ja oczywiście biegiem, Karolina rowerem. Początek treningu był dla mnie trochę ciężki. Nogi drewniane jak po solidnym wybieganiu, oddech dość ciężki i znowu te buty - albo trzeba je już odstawić, albo po prostu się odzwyczaiłem. Obstawiam jednak tą pierwszą opcję. Na szczęście na 6-7 kilometrze sytuacja zaczęła się normować. Byliśmy już w samej Juracie, znowu odwiedziliśmy molo i dziś już okrążyliśmy całą miejscowość razem. Gdy wracaliśmy było już prawie całkowicie ciemno, biegło się natomiast bardzo lekko, co znalazło odzwierciedlenie w czasach. Dla samej satysfakcji statystyka chciałem dziś znowu zrobić ok. 15 km dlatego przedłużyliśmy nieco trening zahaczając jeszcze o Biedronkę po przeciwnej stronie Jastarni i zakończyliśmy przy sklepie blisko domu - trzeba było kupić niezbędnik przy oglądaniu kolejnych odcinków Gry o Tron - lody :) Dziś 15,26 km w 1h:08m:05s, tempo 4:28, tętno 150. Statystyki prawie że skopiowane z wczorajszego biegania, ale przyjemność także :) Szkoda że na Kowalach nie możemy pozwolić sobie na takie wspólne trenowanie. Ale za kilka lat,gdy dzieci podrosną... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz