czwartek, 17 kwietnia 2014

[Rower] Coraz dalej...

Miało być tak, że rower będzie tylko uzupełnieniem do biegania, a jeżdżę na nim więcej częściej niż przebieram nogami. No ale taka natura nowych rzeczy, pewnie z czasem sytuacja się unormuje. W każdym bądź razie nie mogę powiedzieć że bieganie jest zaniedbywane. Po prostu samego trenowania jest teraz więcej, ja się z tego bardzo cieszę :) Dziś właśnie wskoczyłem na szosę i postanowiłem zwiedzić "drugą stronę mocy" czyli tereny na zachód od obwodnicy trójmiasta. Zawsze biegam i teraz też jeździłem po mieście. O ile takie bieganie jest fajne (w mojej okolicy nie ma na szczęście zbyt wielu skrzyżowań z sygnalizacją świetlną), o tyle jeżdżenie to nienajlepszy pomysł. Chodzi oczywiście o wspominaną już w poprzednich postach płynność treningu. W drugą stronę od Kowal są już mniejsze miejscowości, gdzie światła ogólnie nie występują i dlatego zdecydowałem się na ten kierunek. Trasę do Kolbud znałem, ale dalej nie byłem ani razu w życiu. Na rondzie w Kolbudach skręciłem w prawo - na Łapino. Dalej minąłem miejscowość Przyjaźń (fajna nazwa) i w Lnisku postanowiłem zakończyć oddalanie się od domu. Była już 18:40 a wiedziałem że do 20:00 mam czas na powrót ze względu na zapadający zmrok. Muszę powiedzieć że ta część trasy momentami dała mi naprawdę w kość. Jeden z podjazdów - przy wyjeździe z Kolbud, dokładnie przed zakładami Ziaja wykończył mnie niemiłosiernie, a dalej czekały na mnie tylko ciut mniejsze wznosy. Pocieszałem się tym, że z powrotem będzie w takim razie dużo łatwiej. No i po nawrotce w Lnisku rzeczywiście tak było - podjazdy były tylko sporadyczne, ale żeby nie było zbyt pięknie, do samych Kolbud jechałem pod wiatr :) Potem już odbiłem na Gdańsk i w dobrych warunkach wróciłem na osiedle. Mało mi jednak było i jeszcze wyjechałem sobie sprawdzić co dzieje się na Szadółkach :) Wyjeździłem dziś 46,61 km w 1h:39m:15s, prędkość śr. - 28,2 km/h, tętno 139. Takie dane podobają mi się dużo bardziej niż te z wczoraj. Czeka mnie jednak duuużo pracy, na szczęście to sama przyjemność.

Powyżej dwie fotki z dzisiejszego jeżdżenia - pierwsza to jakiś producent oświetlenia w Łapinie. Było tego dużo więcej, caaały ogródek wypełniony po brzegi lampami. Fajnie to wyglądało. Na drugim zdjęciu widoczny nawrót (na końcu tej ulicy) w Lnisku. Okazało się potem sprawdzając trening w endomondo, że do Żukowa był tylko rzut beretem. Naprawdę zapuściłem się dość daleko :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz