wtorek, 1 kwietnia 2014

Prima Aprilis bez ściemy

Kwiecień przywitałem w Jastarni. Lubię mocno zaakcentować początek nowego miesiąca. Nie chodzi o tempo, ale raczej o dystans. Niekoniecznie musi to nastąpić pierwszego dnia. Ważne żeby początek miesiąca obfitował w kilometry. Wszystko po to, żeby moja dusza statystyka została zaspokojona i pozostała taka, nie musząc się martwić o spełnienie minimum :) A minimum to 100 km miesięcznie. Tymczasem pierwszy kwietniowy trening to już 23,14 km. Dlaczego dziś aż tyle? Po pierwsze dlatego, że po prostu mi się chciało :) Po drugie - wczoraj nie biegałem, głód biegania był wielki. Po trzecie pogoda dopisała. A po czwarte - w kwietniu będę miał dwie przerwy w bieganiu. Pierwsza 10 dniowa już od najbliższej niedzieli. Tak więc chcę trochę potrenować do tego czasu. Wiem wiem że na zapas się nic nie wybiega, ale robię to przede wszystkim dla własnego sumienia :) Co ostatnio jest rzadkością, zacząłem bieg gdy na dworzu było jeszcze jasno. Dołączyła też dziś do mnie moja Siostra, która na rolkach wraca do formy po urodzeniu Córeczki :)  Plan był od samego początku - spokojne łykanie kilometrów lekkim tempem. Ale jakie tempo jest teraz lekkie? Zacząłem od 4:28, potem 4:39. Próbowałem korygować bo trochę za szybko, ale ostatecznie porzuciłem te starania i poddałem się reakcji organizmu. Dotarliśmy tak do Kuźnicy, małe kółko i wracamy. Kilometry mijały po upływie okolic 4:30, może pare sekund więcej. Gdy minęło 12,50 km Siostra wróciła do domu. Ja postanowiłem pokręcić się jeszcze po Jastarni. Robiło się już ciemno i trochę chłodno, ale uznałem że chociaż te 20 km muszę zrobić. Odwiedziłem molo, port, główne uliczki Jastarni... No i tak minęło 23,14 km w 1h:43m:14s (tempo 4:28, tętno 144) To obrazuje jak zmieniły się prędkości na treningach przez ostatnie miesiące. Dotychczasowy rekord życiowy na dystansie półmaratonu pochodził z czerwca 2013. Tempo tamtego biegu, który nota bene prowadził bardzo podobną trasą do dzisiejszej, to 4:36. Pamiętam dobrze  ten bieg - po powrocie byłem wykończony, dyszałem jak lokomotywa parowa. Poprawiłem dziś ten rekord - zupełnie nieświadomie i bez jakichkolwiek starań. Nowy czas 1h:33m:57s nie powala, ale jest lepszy od poprzedniego o 3m:01s. A muszę wspomnieć że był to bieg podczas którego rozmawiałem z Siostrą, robiłem fotki i oddychałem spokojnie. Nie było mowy o żadnym biciu rekordu, więc dziwi mnie ta nowa życiówka strasznie. Tak więc niby dziś prima aprilis, ale kwiecień został rozpoczęty nie na żarty!
Poniżej jeszcze zdjęcia z dzisiejszego biegu - widoki jak z pocztówki :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz