niedziela, 4 maja 2014

Dobry biegowy start maja

Jesteśmy w Jastarni. A ostatnio z Karoliną mamy w zwyczaju połączyć aktywność fizyczną - Karolina rower - ja bieganie. Udało nam się wyruszyć w okolicach godziny 19:00, a że dni są coraz dłuższe, mieliśmy sporo czasu do zmroku na trening. Wcześniej planowaliśmy wypad do Helu. To jednak 15 kilometrów w jedną stronę, więc nie zdążylibyśmy i lampka w rowerze niewiele by nam pomogła. Ruszyliśmy więc w stronę Kuźnicy. Muszę się przyznać że pierwsze 4 kilometry były lekką męczarnią bo:
- ubrałem się za grubo
- nie biegałem przez ostatnie 8 dni
- narzuciłem bezsensownie mocne tempo jak na wybieganie
- kolejny raz sparzyłem się na "marketowych bułkach", które znowu dały naprawdę niewiele energii
Może i powodów było więcej, ale to w sumie nieważne. Zatrzymaliśmy się na końcu czwartego kilometra, zdjąłem bluzę, oddałem Karolinie i wystartowaliśmy ponownie. Teraz było znacznie lepiej, a po kolejnym kilometrze, gdy już dotarliśmy do Kuźnicy, o kryzysie mogłem zapomnieć, na szczęście... bo w planach nadal było ponad 20 km. Powrót do Jastarni to coś pięknego - wiatr wiał w plecy, słońce za nimi zachodziło, gadaliśmy sobie i kolejne kilometry mijały nawet nie wiadomo kiedy. Czasy to bardzo regularne okolice 4:35. Dalej nie wiedziałem po co tak szybko, ale... biegłem tak i już. W Jastarni nie robiliśmy żadnych kółek, tylko prostą trasą skierowaliśmy się do Juraty. Karolina poczekała na molo, ja zrobiłem dodatkowe 3 kilometrowe kółko do końca miejscowości i zaczęliśmy wracać. Było nam już naprawdę zimno, nogi mieliśmy już drewniane (Karolina rano już biegała 7 km), ściemniało się już zupełnie i ogólnie chcieliśmy już wrócić do domu i wziąć gorący prysznic. Zrobiliśmy 25,03 km w 1h:53m:40s, tempo 4:32, tętno 151. Co mi dał ten trening? To było mocne rozpoczęcie miesiąca, bardzo mi pomocne żeby dalej śrubować swoje możliwości. Zaspokoiło też moją naturę statystyka, bo przecież "nadrobiłem" kilka kilometrów. No i był to lekkie pobudzenie organizmu przed sobotnim startem. Wiem, że teraz już nic nie poprawię, ale muszę wejść ponownie w "tryb biegania", który objawia się u mnie nie chęcią, a koniecznością zrobienia treningu. W sobotę jednak nie będzie mowy o biciu rekordu na 10 km. Moje 37m:44s to sprawa obecnie dość wyśrubowana i nawet nie będę się oszukiwał że poprawię obecnie ten rekord. Nigdy jednak podczas oficjalnych zawodów nie zszedłem poniżej 40 minut i to właśnie chciałbym poprawić. Mam nadzieję że się uda, a tymczasem praca wzywa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz