niedziela, 18 maja 2014

Mógłbym tak w nieskończoność

Obiecałem sobie ostatnio, o czym zresztą wspomniałem w poprzednim wpisie, że urozmaicę treningi i zrobię w końcu użytek z Garmina. Nie po to przecież mam wysoki model z wieloma możliwościami i bajerami, żeby tylko włączać i wyłączać trening jak to się odbywało w endo na telefonie. Sprawdzam więc od jakiegoś czasu odzwierciedlenie danych przekazywanych mi przez zegarek w praktyce. Jakiś czas temu obliczyłem sobie też tętno maksymalne i ustaliłem strefy, w których powinienem trenować. Kartkę z zapiskami schowałem jednak do szuflady i tak sobie leżała aż do dziś. W końcu ustawiłem zegarek idealnie pod siebie i wpisałem wszystkie wartości tak, żebym wiedział co robić aby trening był jak najbardziej efektywny. No a skoro teoria już była dopracowana, wystarczyło przełożyć ją na bieganie.
Po figlach pogodowych szansa na rower malała z każdą minutą i już wczesnym popołudniem domyślałem się że nic z tego nie będzie. Nie chciałem jednak znowu odpoczywać, więc wbiłem sobie w głowę trening w I strefie i po 20:00 ruszyłem z kopyta. Pierwsze kilka kilometrów znowu zdecydowanie za szybko - 4:26, 4:20, 4:16, 4:18 - znowu nic mi to nie dawało. Na piątym kilometrze wziąłem się za siebie i zwolniłem. Pomogło mi w tym też ukształtowanie terenu - po kółku nad moim ulubionym stawem skręciłem w stronę ulicy Warszawskiej. Miałem mocne postanowienie żeby nie pozwolić tętnu skakać jak oszalałe. Wyszło 4:33 a Garmin pokazywał wartość nieznacznie powyżej drugiego zakresu. To jeszcze za szybko. Gdy już
dotarłem na Warszawską zaczął się w miarę płaski teren i tu było mi już łatwiej reagować. Zszedłem na I zakres zbijając puls poniżej 140 uderzeń. Żeby te wartości utrzymać musiałem biec w okolicach 4:50. Zrobiłem spore kółko na Ujeścisku, dobiegłem do ronda na Oruni i już starą trasą powoli wracałem. Wyszło 16,64 km, w 1h:17m:57s. z tempem średnim 4:41 i tętnem 146. Jestem w połowie zadowolony z dzisiejszego biegania. Wczoraj był trzeci zakres, dziś miał być pierwszy. Wyszło z tego pograniczego pierwszego i drugiego. Na początku treningu nawet zahaczałem o trzecią strefę, ale szybko korygowałem swoje wyczyny. Dawno nie biegałem tak wolno, ciężko było się przestawić ale po zrobieniu kilku kilometrów ogarnęło mnie uczucie, że taki tempem przebiegnę każdą ilość kilometrów. Było naprawdę bardzo przyjemnie, do tego pogoda sprzyjała, mijałem dosłownie hordy innych biegaczy. Nie miałem najmniejszej chęci się zatrzymywać, nogi niosły same. Jednak dziś w nocy morze wzywa, więc szaleństwa dystansowe zostawię sobie na następny raz.  Szkoda, bo także przy 20 stopniach grzechem byłoby używanie długich spodni czy też bluz i takim sposobem odkurzyłem swoje krótkie spodenki. Dodałem jeszcze opaski kompresyjne - prezent na święta. Nie będę tu namawiał nikogo lub zniechęcał. Napiszę tylko że po pół roku używania jestem ich dużym zwolennikiem, a kto będzie chciał, niech kupi bez wahania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz