sobota, 17 maja 2014

Zabawa tętnem

Przyszedł weekend i niejako ciąży na biegaczu taka presja, żeby przycisnąć jeszcze trochę pod koniec tygodnia. Funpage'e biegowe na facebooku namawiają do wyjścia, niedzielne wybieganie to wręcz obowiązek. Przyznam że sam nie wpasowałem się nigdy w taki układ. Co prawda w niedzielę z racji wolnego biegam dość często, ciśnienie na trening jest spore, ale z powodu chęci dorzucenia jeszcze nastu kilometrów do tygodniowego przebiegu - tak odzywa się znowu dusza statystyka. Piątek to niezły wypad na rowerze, tak więc w sobotę wypadałoby się przebiec. Czasu jednak zrobiło się mało, bo o 18:00 wybierałem się już na galę KSW, tak więc jeszcze o 16:30 ubrałem się szybko i wystartowałem w tym samym kierunku co zawsze. Chyba podświadomie zacząłem dość mocno. Bo skoro czasu mało, to trzeba go przecież wykorzystać do maksimum. Pomyślałem że dawno też nie robiłem szybkościowego treningu, bieganie na 4:20-4:25 na km trudno takim nazwać.Na początku nie było to tempo dużo szybsze - 4:17, potem jednak przyspieszyłem na 4:07 i kolejne 4:07. Wybrałem "klasyczną" trasę, ale tą z wcześniejszych czasów, tj. kierunek prosto nad mój staw. Jest on oddalony od mojego domu dokładnie o 2 km, więc akurat można trochę się rozgrzać przed właściwym treningiem. Gdy już byłem na miejscu, przełączyłem widok na Garminie na tętno. Chciałem sprawdzić jak przy utrzymywaniu szybkiego tempa będzie się zachowywał puls. Ustaliłem sobie czasy na poziomie trochę ponad 4 minut na kilometr i pochwalę się że trzymałem się tego dobrze. Jestem pod wrażeniem siebie samego jak dokładnie potrafię utrzymać prędkość, oczywiście na płaskim ale zawsze. Kolejne kilometry 4:02, 4:01, 4:03, 4:03 , 3:59, 4:03. 4:03, 4:04, 4:04, 4:04. Początek po przyspieszeniu już nad stawem to tętno w okolicach 162-164 uderzeń na minutę. Przy kilometrze w 3:59 wzrosło do 168-170 i tak już zostało. Czasami, gdy było lekko pod górkę albo pod (silny tego dnia) wiatr, wskakiwało chwilowo nawet na 174.
Miałem jednak stuprocentową kontrolę nad ciałem i w razie czego lekko zwalniałem. Robiłem to dziś nie na podstawie wskazań tempa czy czasu a wg pulsometru. Na końcu powrót do domu pod górkę, która wypluła ze mnie tym razem ostatnie poty mimo tempa 4:32 na tym odcinku. Łącznie wyszło 15,21 km w 1h:02m:34s, tempo 4:07,tętno 165.
Uważam że był to trening jak najbardziej pożyteczny. To bieganie, jak i Bieg Europejski tydzień temu pokazały, że panuję nad własnym ciałem dużo lepiej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Dobrze do rokuje na przyszłość a ja przyrzekłem sobie robić częściej takie urozmaicenia.

1 komentarz: