środa, 7 maja 2014

Próba tempa przed Biegiem Europejskim

Od poniedziałku jestem cały czas w pracy. W poniedziałek wróciłem do domu ok. 22:00, o 3:00 w nocy meldowałem się ponownie w pracy i dopiero dziś znowu przybyłem do domu. Tak więc przerwa od treningów trwała dłużej niż bym sobie życzył, zwłaszcza że już w sobotę drugi start w tym sezonie - Bieg Europejski. Skoro w niedzielę robiłem wybieganie, teraz postanowiłem trochę podkręcić tempo i sprawdzić tempo z jakim powinienem wystartować w sobotę. Miałem w zwyczaju robić tak w zeszłym roku przed każdymi zawodami i przyznam że trochę mi to pomagało - wiedziałem na czym stoję i na co mogę sobie pozwolić. Podczas Biegu Urodzinowego w lutym takiej próby nie przeprowadziłem i może dlatego a może nie, spaliłem się w drugiej połowie biegu po zbyt mocnym starcie. Mam zamiar nie powtórzyć tego błędu. Tak więc chwilę po godzinie 20:00 byłem już na trasie. Towarzyszyła mi dziś znowu Karolina, która została uprzedzona wcześniej, że nie będę dziś wielce rozmowny :) Skoro miałem sprawdzić tempo, to zacząłem mocno - 3:47, potem 3:46 i wiedziałem już że będzie mega ciężko. Znowu zamieniłem się w lokomotywę i walczyłem już o każde 100 metrów. Jednak do dziesiątego kilometra trochę tych setek zostało i tak trzeci kilometr zrobiłem jeszcze w 3:41, po czym zatrzymałem się żeby odsapnąć. W tym momencie wiedziałem już że walki o rekord życiowy w Gdyni nie będzie. Żeby to zrobić, musiałbym utrzymać takie właśnie tempo - najlepiej okolice 3:40 -3:45 ale było to dziś niemożliwe. Po chwili odpoczynku zdecydowałem się utrzymywać tempo lekko poniżej 4:00 a zwłaszcza tego tempa się "nauczyć". A dlaczego tak? Tempa 4:50 czy 4:30 znam prawie na pamięć i potrafię bez patrzenia na zegarek stwierdzić czy biegnę odpowiednią prędkością, wiem czy mam przyspieszyć czy może zwolnić żeby taki czas po pełnym kilometrze osiągnąć. Natomiast tempem 4:00 nie biegałem prawie w ogóle i częstotliwość ruchów nie weszła mi jeszcze w głowę, nie wypracowałem jeszcze "automatyki" ruchów. Zdziwiłem się więc, gdy czwarty kilometr pokonałem w 3:57, następny w 3:59, kolejny w 3:58. Potem jednak siły znowu lekko opadły. Czułem że to cały czas ten nieszczęsny zbyt mocny start rzucał cień na moje dzisiejsze cardio. Zwolniłem do 4:06, 4:02, 4:01, zatem notowałem czasy z nieodpowiedniej strony 4 minut. Uspokoił się jednak mój oddech i już wiem że tak mogę śmiało pokonać 10 kilometrów bez większych problemów. Zrobiłem 13,54 km w 53m:30s co dało średnie tempo 3:57 - docelowo doskonale, ale wolałbym żeby było bardziej wyrównane na poszczególnych kilometrach. Endo zanotowało nawet dwa rekordy życiowe - na 3 km nowy rekord to 11m:06s (poprawa o 6 sekund) a Test Coopera zakończyłem z wynikiem 3,23 km. Mam kilka obaw względem sobotniego startu - po pierwsze średnie dzisiejsze tętno to 173 - meega wysokie i boję się że się wypalę zanim dobiegnę do mety. Po drugie - tu na półwyspie teren jest płaski a w sobotę czekają mnie dwa podbiegi - jeden krótki acz dość stromy na ulicy Polskiej, drugi to długi łagodny na ulicy Świętojańskiej. Ciekawy jestem jak zareaguje mój organizm. Mam jednak nadzieję że w miarę się obronię, bo nad podbiegami trochę pracowałem w ostatnim czasie.
Cóż, będzie co będzie, teraz i tak już niczego nie zmienię. Moim celem jest zejście poniżej 40 minut, o biciu rekordu nie mam co myśleć. A i tak będzie bardzo ciężko. Nie są to na szczęście igrzyska olimpijskie i jeśli mi się nie powiedzie to nic wielkiego się nie stanie. Niby to szczera prawda, ale jakoś tak...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz