niedziela, 25 maja 2014

[Rower] Odpowiedni sprzęt na odpowiednim miejscu

Półwysep Helski nadaje się nie tylko do uprawiania sportów wodnych. Może nie ma tu wielkiego wyboru jeśli chodzi o trasy biegowe, ale rekompensują to piękne widoki i krystaliczne powietrze. Biegać tu lubię, szczególnie gdy jest ładna pogoda i dociskam często śrubę gdy jesteśmy wszyscy u rodziców. Teraz udało mi się przywieźć tu Tribana żeby sprawdzić jak będzie się jeździć po moich rodzinnych stronach. Dziś nadarzyła się ku temu okazja. Ubrałem wszystko co miałem ze sprzętu kolarskiego, uzupełniłem ciuchami biegowymi i ruszyłem optymistycznie ścieżką rowerową w stronę Kuźnicy. Plan był ambitny, aczkolwiek z tych średnio realnych - Puck. W tą i z powrotem to jakieś 62-63 km a tyle to jeszcze nigdy nie zrobiłem. Nie wiedziałem więc jak zareaguje mój organizm na tak długi wysiłek. Zawsze jednak mogłem się cofnąć, w ostateczności zadzwonić do Karoliny lub Taty żeby mnie odebrali. Szybko przekonałem się że ścieżka rowerowa to nienajlepsze miejsce dla szosówki z oponami 23. Dotrwałem jakoś do Kuźnicy gdzie czym prędzej wbiłem się na ulicę i tam już pozostałem. Kolejne kilometry leciały jak szalone, oczywiście jak na moje warunki :) Średni czas jaki poświęcałem na każdy km to dwie minuty i wahania były naprawdę niewielkie. Tak musiało być - aż do Władysławowa nie było absolutnie żadnych wzniesień, więc te same warunki panowały przez długi czas. Władysławowo minąłem po ok. 20 km i tam pierwszy raz poczułem ból tyłka. Pomyślałem że to normalne biorąc pod uwagę to, że to dopiero początki. To też nie przejąłem się tym specjalnie i jechałem dalej. Gdy zbliżałem się do Pucka, zerkałem co chwilę na Garmina i nie podobało mi się to, że ledwo dobiję do trzydziestego kilometra. Wymyśliłem więc, że pojadę jeszcze kawałem w stronę Gdyni. Tak trafiłem do Celbowa, zrobiłem kółko na stacji benzynowej i wróciłem do Pucka. Zrobiłem sobie tam mały postój, wypiłem trochę wody i wsiadłem ponownie na rower. Tyłek już trochę dokuczał, dolny odcinek pleców też zaczął dawać znać o sobie, ale były to sprawy do ogarnięcia. Jak się okazało czekał mnie najcięższy fragment dzisiejszego treningu. Od Pucka do Władysławowa znalazło się kilka górek, o których jadąc samochodem nawet się nie myśli. Tym razem trochę mnie spowolniły, tym bardziej że wiatr wiał prawie w twarz i wzmógł się nieco przez ostatnią godzinę. Notowałem czasy 20-30 sekund powyżej dwóch minut. Wiedziałem, że chcąc utrzymać dobre tempo średnie, będę musiał to nadrobić na półwyspie. Nie pomyliłem się i rzeczywiście jadąc już w stronę Jastarni miałem delikatny wiatr w plecy. Pomogło mi to schodzić na 1:45-1:50. W Chałupach miałem już trochę dość. Bóle nasilały się a do domu był jeszcze spory kawałek. Nie było jednak mowy o odpuszczeniu. Wjechałem do Jastarni a garmin pokazał 67 kilometrów. Zrobiłem więc kółko po miejscowości i zakończyłem dzisiejszą jazdę po 71,21 km w czasie 2h:22m:24s. Tętno średnie to 128, śr. prędkość dokładnie 30 km/h. Jestem zadowolony z tych liczb, jednak wysokość tętna pokazuje, że mógłbym jechać szybciej. Ciężko mi to zrobić gdy pieką mięśnie, bolą uda, ale wszystko wymaga wprawy a mi samozaparcia nie brakuje. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz