poniedziałek, 28 października 2013
To nie tak jak myślisz!
Chciałbym tylko poinformować, że ta dłuuuga przerwa w pisaniu nie ma związku z przerwą w bieganiu. Biegam cały czas, działo się i dzieje, niedługo powracam :)
niedziela, 18 sierpnia 2013
Pogodowa masakra
Powrót do Trójmiasta. W takim skwarze jeszcze nie przyszło mi biegać. Temperatury dokładnie nie sprawdziłem, ale obstawiam że w słońcu dochodziła spokojnie do 35 stopni. Absolutnie zero wiatru,chmurek i totalna duchota. A wszystko to już o 9:30 rano kiedy wybiegłem na trening. Zacząłem optymistycznie - 4:55 a potem 4:19. Znalazłem się wtedy nad moim stawem. Wiedziałem już że nie będzie lekko. Zrobiłem okrążenie, "pyknął" kolejny kilometr i... musiałem się zatrzymać. Nie dało się biec, ruszać, ciężko było nawet oddychać. Odetchnąłem chwilę i zacząłem żałować że nie mam na biegowym wyposażeniu jakiegoś bidonu/pasa czy czegoś takiego. Przydałoby się dziś bardzo. Ruszyłem dalej zastanawiając się gdzie się udać. Pierwszy raz uzmysłowiłem sobie że moje miejsce zamieszkania ma jedną istotną wadę jeśli chodzi o bieganie - w pobliżu nie ma miejsc, gdzie biegnie się w cieniu. Więc w taką pogodę jak dziś, trzeba zacisnąć zęby i walczyć. Tempo musiało zmaleć - krążyłem w okolicach 5 minut z kilkoma sekundami. Oddech był już w miarę spokojny, podobny do tego jaki miałem na innych treningach przy tempie w okolicach 4:30-4:35. Pobiegłem do fashion house korzystając z niedawno odkrytego połączenia Kowal z Szadółkami. Wróciłem ulicą Przywidzką i na swoim osiedlu zrobiłem tylko lekki zawijas dla równego rachunku kilometrów. Wyszło 12,28 km w 1h:01m:17s w tempie 4:59. Szczerze to nie miałem ani sił ani ochoty biec dalej. Obiecałem sobie że decydując się biegać rano, wyjdę dużo szybciej żeby uniknąć takich temperatur. Mogło się to skończyć gorzej niż tylko większym zmęczeniem. Tak więc następne bieganie mam nadzieję że już w ludzkiej temperaturze :)
czwartek, 15 sierpnia 2013
Wraca moc!
Po dwóch treningach, które miały mi przypomnieć jak się rusza nogami, dziś postanowiłem trochę przyspieszyć. Postanowiłem,choć nie zaplanowałem :) Po prostu od początku nogi niosły jak dawniej i już nic mi nie przeszkadzało w biegu. Wyruszyłem po godzinie 20:00 kiedy powoli robiło się już ciemno, więc nie było mowy o opuszczeniu terenu Jastarni. Pokręciłem się więc po mieście często lawirując pomiędzy przechodniami, rowerami,samochodami itp. Czułem się co najmniej jak na ostatnim Biegu Świętojańskim :) Niby przyspieszałem, ale bieg szybki szczególnie wcale nie był. Średnie tempo wyniosło 4:32. To lepiej niż ostatnio, ale bez rewelacji jak na moje możliwości. Pobiegałem tak sobie przez 1h:10m:04s i zrobiłem 15,45 km. Mogę już uznać ten tydzień za udany i jeśli kolejne dwa takie będą, sierpień zaznaczę sobie na plus. Czas jednak pokaże. Tymczasem muszę zaznaczyć że: po pierwsze i najważniejsze - biega moja żona! Po urodzeniu naszej Córeczki wraca do formy w rewelacyjnym tempie i bardzo Jej w tym kibicuję! Po drugie - biega też mój tata! Przyznam że ani żony ani taty ja bieganiem nie zaraziłem - mają swoją głowę i takie pomysły nasunęły im się całkowicie niezależnie :) Biegamy więc rodzinnie chociaż jeszcze nie wspólnie, ale mam nadzieję na jakieś grupowe wybieganie
A! W tą sobotę, tj. 17 sierpnia w mojej rodzinnej Jastarni odbędzie się bieg Grand Prix na 4,5 km. Ja niestety jutro wracam do trójmiasta i nie będę mógł jednak w nim uczestniczyć, ale wszystkich urlopujących się na półwyspie zapraszam serdecznie. Właśnie dziś po biegu dostałem info z pierwszej ręki - od organizatora. Zapisy od 9:15 w zarządzie portu w Jastarni (przy głównej drodze).
A! W tą sobotę, tj. 17 sierpnia w mojej rodzinnej Jastarni odbędzie się bieg Grand Prix na 4,5 km. Ja niestety jutro wracam do trójmiasta i nie będę mógł jednak w nim uczestniczyć, ale wszystkich urlopujących się na półwyspie zapraszam serdecznie. Właśnie dziś po biegu dostałem info z pierwszej ręki - od organizatora. Zapisy od 9:15 w zarządzie portu w Jastarni (przy głównej drodze).
środa, 14 sierpnia 2013
Powrót!
Po dłuższej przerwie spowodowanej kolejnym etapem zdobienia ciała wróciłem do biegania. W zasadzie to wróciłem już przedwczoraj przebiegając 12,68 km w 1h:00m:44s. Pierwsze 6 kilometrów to mordęga. Złapała mnie kolka, meeega kolka która nie chciała ustąpić i nękała mnie uniemożliwiając radość z biegania. Na szczęście ustąpiło i potem już było prawie "po staremu". Na trasie Jastarnia - Kuźnica - Jastarnia ze standardowymi zawijasami zanotowałem średnie tempo 4:47. Dzień później kolejny trening - tym razem 15,32 km w 1h:12m:47s ze średnim tempem 4:45. Już bez bólu, chociaż cały czas mam poczucie że coś tam "nie gra" w niższych partiach brzucha. Początek więc delikatny, ale chęci są! Standardowo - trzeba ratować miesiąc :)
środa, 31 lipca 2013
Pożegnalny trening w Jastarni na zakończenie lipca
![]() |
Środek sezonu a molo w Juracie świeci pustkami |
![]() |
Dziś wiało, co potwierdza to zdjęcie |
poniedziałek, 29 lipca 2013
Plażing wieczorową porą
Może nie był to taki trening, jaki miał być, czyli typowe wybieganie. Dystans nie był imponujący - 16,02 km. Ale dowiedziałem się tego, czego miałem się dowiedzieć. Przyznam że bardzo swobodnie chodził mi po głowie start w maratonie w mojej rodzinnej Jastarni, który ma się odbyć pod koniec sierpnia. Będzie to maraton nietypowy, bo plażowy. Żadne to oczywiście ułatwienie, a wręcz przeciwnie. Dlatego do pomysłu z wielkim optymizmem nie podchodziłem i z decyzją czekałem do pierwszego treningu na plaży gdy będę u moich rodziców.Właśnie takie bieganie dziś uskuteczniłem. Cóż, mogę już obwiesić wszem i wobec że nie wystartuję. A dlaczego? Jest kilka powodów. Jednym z nich jest kompletny brak doświadczenia z takim dystansem. Nie przebiegłem jeszcze nigdy tyle kilometrów naraz i nie wiem jak mój organizm się zachowa po 30-tym kilometrze, bo właśnie tyle pokonałem maksymalnie. Drugi powód to właśnie ten nieszczęsny teren po którym przyszłoby mi biec - z piaskiem też nie mam wielkich doświadczeń, był to raptem mój drugi wypad na plażę w celu pobiegania i choć dramatu nie było to jakoś się nie widzę na dystansie 42 km. Trzeci powód - pora biegu - będzie lato, czyli prawdopodobnie upał i kompletny brak osłony przed słońcem. Zbyt wiele jest niewiadomych i zbyt mała szansa na dobiegnięcie do mety.
Postanowiłem więc że odpuszczę i swój maratoński debiut przeniosę na jakiś bieg uliczny. Tempo jakie dziś utrzymywałem nie było tragiczne,bo 5:15/km na sypkim podłożu uważam za całkiem przyzwoity wynik. Oddech bardzo spokojny, rekreacyjny i konwersacyjny. Mięśnie, choć czułem je bardziej niż biegając po asfalcie, dawały radę i nie dokuczały. Bolały stopy, szczególnie duże palce. Teraz czuję że znowu robi się pęcherz w tych miejscach, tak jak po ostatnim plażowym biegu. Ale pomijając to wszystko, biegło się naprawdę świetnie. Luźno, niezbyt trudno, kilometry mijały szybko, nawet nie wiem kiedy (kolejny raz endo wyciszone kompletnie). Więc jeśli chodzi o czystą przyjemność, był to trening na piątkę z plusem.
Co nie zmienia faktu że przekonał mnie, iż po prostu nie jestem gotowy na tak ekstremalne zawody. W przyszłym roku - obowiązkowo!

Co nie zmienia faktu że przekonał mnie, iż po prostu nie jestem gotowy na tak ekstremalne zawody. W przyszłym roku - obowiązkowo!
niedziela, 28 lipca 2013
Witaj ponownie Jastarnio
Znowu tu jestem, w sercu miejsca wypoczynku tysięcy Polaków. Dojechanie do rodziców teraz to test na cierpliwość i nie można po prostu ot tak sobie wsiąść to samochodu i pojechać na Półwysep Helski. Teraz musi to być przedsięwzięcie logistyczne, które uwzględni tysiące innych aut na drodze jadących w tym samym kierunku. No ale już tu jestem i to mam z głowy. Nie przyjechałem tu na typowe wakacje a dlatego, żeby syn miał co robić gdy za oknem temperatura przekracza 30 stopni. Toteż bieganie muszę wpasować między inne zajęcia w planie dnia, nie mam tego komfortu żeby dzień ustawiać pod bieganie. No ale z drugiej strony kto tak ma, pewnie nieliczny procent... Krótki trening jednak musi być, wszak ratuję jeszcze przebieg lipca :) Wyszło dziś 12,65 km - trasa Jastarnia-Kuźnica-Jastarnia z pokręceniem się po samej Kuźnicy. Awaria słuchawek sprawiła że nie słyszałem komunikatów o tempie i tak sobie biegłem nie wiedząc że sunę za szybko - o jakieś 25 sekund na kilometrze niż zakładałem. Jest to bardzo dużo. Nie wiem czy to efekt tego, że jestem jeszcze początkującym biegaczem, a może dlatego że od dawna już korzystam z endo, nie idzie mi dyktowanie sobie samemu tempa tylko poprzez słuchanie organizmu. Dlatego dziś średnio kilometr pokonywałem w 4:25, no i się dziwiłem że pot leci strumieniami a ja dyszę bardziej niż zwykle. Z drugiej jednak strony takiego tempa nie miałem na treningu już jakiś czas i mam wrażenie że było to mi potrzebne. W najbliższych planach jest sprawdzenie się na plaży boso na jakimś dłuższym dystansie. Pożyjemy, zobaczymy...
czwartek, 25 lipca 2013
Tempo idealne?

niedziela, 21 lipca 2013
Z cyklu "Zwiedzanie okolic"
![]() |
Jezioro Otomińskie |
![]() |
Sulmin - szkółka jeździecka |
![]() |
Powrót nad obwodnicą trójmiasta |
piątek, 19 lipca 2013
Nogi z kamienia

środa, 17 lipca 2013
Nagroda po ciężkim dniu

czwartek, 11 lipca 2013
Szybki wypadzik na miasto
Udało się! Od wczoraj jesteśmy już wszyscy razem w domu, w komplecie 4 osobowym :) Wiąże się z tym oczywiście znikoma ilość czasu dla siebie. Dziś jednak odwiedzili nas moi rodzice a ja korzystając z okazji wybiegłem odkurzyć trochę swoje nogi. Wszak od soboty nie biegałem a mamy dziś czwartek. Nie miałem żadnego planu na trening, bo miało go w zasadzie nie być. Chciałem po prostu cieszyć się biegiem. Wyłączyłem więc trenera audio w endo i ruszyłem przed siebie. Kółko po osiedlu i kierunek - staw. Mam sentyment do tego miejsca, były to moje początki treningów na powietrzu i tam nabiłem największą ilość kilometrów. Ostatnio jednak kręcenie kółek nie jest dla mnie. Dużo bardziej odpowiada mi zwiedzanie nowych miejsc, albo przynajmniej jedna duża pętla. Kilometry wtedy lecą szybciej a i sam trening jest dużo ciekawszy. Kółka zostawię sobie na bicie rekordów. Jedno techniczne okrążenie jednak nad stawem zrobiłem i udałem się w stronę "Olimpijczyka" i ulicy Piotrkowskiej, która co odcinek zmienia swoją nazwę. Przy skrzyżowaniu z Warszawską skręciłem w lewo i pobiegłem w stronę ulicy Jabłoniowej. Po tych terenach biegałem już kilka razy i mimo braku chodnika polubiłem je. Trasę miałem już zakończyć standardowo, jednak przy Fashion House skręciłem w ulicę Przywidzką, gdzie nigdy jeszcze nie byłem. Okazało się że jest tam całkiem fajne połączenie z ulicą Guderskiego, a zatem z osiedlem ze mną sąsiadującym. Z premedytacją więc trafiłem końcem treningu na dość ciężki podbieg. Chciałem się jednak zmęczyć. Spojrzałem na endo, było dopiero niecałe 13 kilometrów. Nie wiem kiedy uda mi się wyjść następnym razem, więc zrobiłem jeszcze duże koło po osiedlu, dla wyrównania do 15,07 km w 1h:07m:39s.
Niby takie zwiedzanie po czasie zastoju a średnie tempo to 4:29. Tu pozytywnie się zaskoczyłem, bo oddychało mi się dziś rzeczywiście ciężko. Zastanawiałem się czy to przez tą przerwę, czy przez temperaturę, ale przy takim tempie taki oddech jest usprawiedliwiony. Było naprawdę fajnie, mimo że spontanicznie i kolejny raz bez określonego celu. Obiecuję sobie, że kiedy moje bieganie wróci do normy, wezmę się za zróżnicowanie i sensowny podział treningów. Tymczasem wracam do rodziny :)

poniedziałek, 8 lipca 2013
Tym razem trochę prywaty
Pierwszy raz pozwoliłem sobie na napisanie posta niezwiązanego z żadnym treningiem. Nie biegałem wczoraj i dziś też nie planuję biegania. Ale to jest i tak MÓJ dzień. O tak! Dziś 8 lipca 2013 o godzinie 5:25 przyszła na świat moja Córeczka - Hania. 3630g i 55 cm wzrostu. Może się z tym wiązać "pewny spadek aktywności" jeśli chodzi o bieganie :) Tym bardziej, że dodatkowo mój dwuletni Synek Filip aktualnie jest chory. Może się rzutem na taśmę urwę któregoś dnia na małą przebieżkę... Kiedyś... :)
sobota, 6 lipca 2013
Poranek u siebie
![]() |
Aż tam mnie dziś nogi zawiodły |
Gdy już byłem na górze, obrałem kierunek na pętlę tramwajową na Chełmie - kiedyś sterczałem na niej w oczekiwaniu na transport do pracy, dziś trochę tam pusto, gdy pętla na Oruni jest już czynna. Tam zrobiłem kółko i zacząłem wracać. Dobiegłem do aleji Havla, ostro w dół i znalazłem się właśnie obok wspomnianej nowej pętli. Sam zbieg na Havla sprawił mi sporo bólu w prawym kolanie. Mniej więcej w połowie odcinka w okolicach rzepki zaczęło mi coś pulsować. Na dole już ból był na tyle silny, że musiałem się zatrzymać na 20 sekund i rozruszać się trochę. Na szczęście wszystko ustąpiło i nie pojawiło się już więcej. Jeśli ktoś rozważa bieg ulicą Świętokrzyską, to póki co odradzam. Dawno tam nie byłem i przeraziłem się trochę tym, co tam teraz zastałem. Ta ulica to plac budowy, bez możliwości normalnego przejścia czy przebiegnięcia. Nakombinowałem się trochę szukając drogi w kierunku domu, jednak się opłaciło bo nie musiałem się cofać. Krótka wizyta nad znajomym stawem i ostatni podbieg, zawsze jakoś tak na koniec wybiegań, chyba żeby do domu nie wracać zbyt wypoczętym. Statystyki: 18,08 km w 1h:26m:44s a tempo to 4:48. Nie było to zatem klasyczne "wybieganie".
![]() |
Nowy nabytek został w Jastarni |
środa, 3 lipca 2013
Nieprzyjemność biegania, frajda pedałowania
Nie był to przyjemny bieg. Nawet się taki nie zapowiadał. Harmonogram dnia narzucił znowu wieczorny trening. Wiedziałem już że będę musiał pokrążyć po Jastarni. Akurat to nie jest dużym problemem. Dziś było nim wszystko inne - to że nieodpowiednio się posiliłem przed treningiem, że byłem zmęczony zanim ruszyłem, że za szybko zacząłem i że endo pokazało głupoty. A jeśli chodzi o szczegoły,to zacząłem biec o 21:40. Pierwszy kilometr to 4:53, niby najwolniejszy dzisiaj. Nie zmieniałem tempa, gdyż miałem ochotę raczej na luźny trening. Następny to 4:21, potem 4:27. Nie chcę tu wytykać palcami, ale coś mi się wydaje, że Endomondo ściemnia z pierwszym kilometrem. Nie pierwszy raz zresztą. Zawsze wydawało mi się, że to po prostu ja potrzebuję chwili, żeby wbić się w odpowiednie tempo i je w miarę unormować. Teraz mam pewne wątpliwości czy tak jest w rzeczywistości. Faktycznie część treningow cechują duże wahania początkowych kilometrow, ale dziś na pewno tak nie było. Biegam już trochę i na tyle znam siebie i swoj organizm, żeby wiedzieć że rożnicy ponad 30 sekund na 100% nie było. Coż, nie pozostało mi nic innego, tylko biec dalej. A biegło się fatalnie. Przeszkadzało mi wszystko - zakręty, zapachy, muszki i inne robactwa. A to wszystko w myśl zasady "Złej baletnicy...". Nie miałem sił i chęci na bieganie. Po dwoch kilometrach rozważałem przerwanie treningu i udanie się czym prędzej do budki z kebabami. Byłem potwornie głodny, na szczęście nie miałem ze sobą żadnych pieniędzy :) Włoczyłem nogami zamiast stawiać sprężyste kroki, nie wiem o co chodziło, ale przyjemności z takiego katowania się na pewno nie miałem. Od piątego kilometra biegłem już trochę wolniej, co poprawiło nieco sytuację. Głod po części minął, technika kroku się poprawiła. Skąd taka zmiana, kompletnie nie wiem. Uratowało to jednak cały dzisiejszy trening, ktory zakończyłem i tak szybko, bo po 11,18 km w 51m:35s ze średnim tempem 4:37. Patrząć na to z perspektywy "lajtowego" biegania, był to po prostu trening jak inne, dopisałem kolejne kilometry do listy. Jednak z perspektywy poźniejszej poprawy wynikow, było to całkowicie bezsensowne. Ani nie była to tempowka, ani wybiegania. Ani to długie, ani krotkie. Ot takie jak wiele innych, tylko nabicie kilometrow i nic poza tym. Nic z tego nie wynika. To nie byłby więc moj dzień, gdyby nie jedna pozytywna rzecz, o ktorej warto wspomnieć, gdyż dotyczy sportu. Kupiłem sobie rower :) Nie żadną kolarzowkę ani mtb, na takie jeszcze przyjdzie czas. Zwykły miejski duży, do tego używany i pochodzący z lat 80 tych czy 90 tych. Nie wygląda on ani trochę lansiarsko, czy "hipstersko" jak to teraz w modzie (chociaż to akurat niesamowita zaleta jak dla mnie). Ot taki zwykły, duży ale mega solidny i najwygodniejszy ze wszystkich rowerow, jakimi dotychczas jeździłem. Kupiłem go pod kątem wypadow z synkiem na przejażdżki po okolicy. Jeszcze jutro dokupię w Decathlonie siedzisko i kask dla małego kierownika wycieczek i możemy ruszać w drogę. Zastanawiam się czy używać endo także do wypadow rowerowych. Sam nie wiem...
wtorek, 2 lipca 2013
Pogoda na zawołanie
Znowu udało mi się pobiegać nie wieczorem po całym dniu, a na początku, godzinę po zjedzeniu owsianki. Taki trening podoba mi się znacznie bardziej. Nie dość że mam więcej sił, to doładowuje mi baterie na resztę dnia. Ok. 10:30 wybrałem się więc w stronę Kuźnicy. Dopiero dzisiaj, bo przyznam się szczerze że ostatnia trzydziestka z soboty dała mi popalić w postaci dość mocnych zakwasow. Tych dawno już nie miałem. Nie było tak źle, ale nie biegłoby mi się komfortowo, nawet jeszcze wczoraj. Dziś pogoda nie była zła - 20 stopni plus brak wiatru i tylko niepokojące ciemne chmury. Pierwsze kilometry mocno - 4;29, 4:16, 4:17. Takie tempo narzuciłem sobie "naturalnie" znowu nie mając większego planu na trening. Biegło się dobrze, więc i nie zwalniałem specjalnie. Szósty kilometr najwolniejszy dziś to 4:33, reszta już poniżej. Od trzeciego kilometra jednak zaczęło kropić co mnie z jednej strony ucieszyło, a z drugiej zmartwiło. Ucieszyło, bo dawno nie miałem okazji biegać w deszczu, a i ochłoda też się przyda. Zmartwiłem się natomiast, bo połączenie telefonu ze słuchawkami to rozwiązanie niezbyt wodoodporne, tym bardziej że nie miałem gdzie nawet tego zestawu schować w razie czego. Nie zaprzątałem sobie tym głowy specjalnie i biegłem dalej. W Kuźnicy lunęło. Ludzie zaczęli kryć się pod dachami a ja... przyznam że biegło mi się coraz lepiej. Przeczytałem dużo opinii innych biegaczy, że bieganie w deszczu jest bardzo fajne. Sam nie cierpię jak pada, ale trening w deszczu to całkowicie co innego. To dopiero druga okazja, kiedy w takich warunkach biegam i muszę powiedzieć że naprawdę krople wody chłodzą i pomagają, szczególnie gdy trzymam silniejsze tempo, tak jak dziś. Pokrążyłem trochę po samej Kuźnicy i obrałem kierunek powrotny.
Deszcz nie ustępował, do tego zaczął wiać silny wiatr, dobrze że z boku i delikatnie w plecy. Martwiłem się tylko o swój telefon. Etui na ramię było już całe mokre, folia zaparowana i nie wiedziałem co się z nim dzieje. Nie było jednak sensu przerywać biegu, bo i tak nie mogłem go nigdzie schować. W momencie wygłaszania komunikatu o minięciu 11 kilometra, endo wyzionęło ducha. Zawiesił się cały telefon, nie można było nic zrobić. Nie wiem czy to przez wodę, czy może to zbieg okoliczności. Faktem jednak jest, że ostatnie ponad dwa kilometry wyliczyłem na podstawie mapy i dodałem czas umownie opierając się na dotychczasowym średnim tempie, które wyniosło 4:24. Łączny kilometraż, już razem z dodanym ręcznie przeze mnie to 13,13 km w 57m:50s. Krótki to był trening, może trochę zbyt krótki. Do tego jak na zawołanie po skończeniu biegu akurat wynurzyło się słońce :) Nie żałuję jednak, bieganie w takich warunkach ma swoje duże plusy, była to też dla mnie fajna odmiana.
Deszcz nie ustępował, do tego zaczął wiać silny wiatr, dobrze że z boku i delikatnie w plecy. Martwiłem się tylko o swój telefon. Etui na ramię było już całe mokre, folia zaparowana i nie wiedziałem co się z nim dzieje. Nie było jednak sensu przerywać biegu, bo i tak nie mogłem go nigdzie schować. W momencie wygłaszania komunikatu o minięciu 11 kilometra, endo wyzionęło ducha. Zawiesił się cały telefon, nie można było nic zrobić. Nie wiem czy to przez wodę, czy może to zbieg okoliczności. Faktem jednak jest, że ostatnie ponad dwa kilometry wyliczyłem na podstawie mapy i dodałem czas umownie opierając się na dotychczasowym średnim tempie, które wyniosło 4:24. Łączny kilometraż, już razem z dodanym ręcznie przeze mnie to 13,13 km w 57m:50s. Krótki to był trening, może trochę zbyt krótki. Do tego jak na zawołanie po skończeniu biegu akurat wynurzyło się słońce :) Nie żałuję jednak, bieganie w takich warunkach ma swoje duże plusy, była to też dla mnie fajna odmiana.
niedziela, 30 czerwca 2013
Dobre zakończenie dobrego miesiąca
Pisałem już wcześniej że Jastarnia mi sprzyja. Tutejsze powietrze pomaga mi chyba w pokonywaniu kolejnych rekordow życiowych. Tym razem jednak nie o taką życiowkę chodzi.Wczoraj postanowiłem mocno zaakcentować koniec miesiąca długim wybieganiem. Zdaję relację jednak dopiero dziś - Kierunek - Hel! Z tego co pamiętałem odległość między Jastarnią a Helem to jakieś 12-13 km. Tam i z powrotem to w takim razie trochę dużo jak na mnie, ale miałem nadzieję że się uda. A mogło się to udać tylko pod jednym warunkiem - nie patrzę na tempo. Wyłączyłem więc całkowicie głos w telefonie i tylko co jakiś czas zerkałem żeby sprawdzić czy wszystko działa. Wybiegłem ok. godziny 10:00. Z nieba mocno świeciło już wtedy słońce i było ok. 22 stopni. Warunki na wolny bieg nie najgorsze. Szczerze mowiąc to wg mnie idealne, lubię tak wysokie temperatury przy spokojnych treningach, chłod wskazany jest dopiero przy szybszych. Na początku do pokonania miałem całą długość Jastarni, gdyż mieszkamy na drugim jej końcu, to jakieś 2 kilometry.
Wybiegłem poza jej granicę i już po kilometrze zawitałem do Juraty. To taka spokojna snobistyczna miejscowość, gdzie oprocz spacerow na molo i plażowania, można pooglądać jeszcze fajne samochody zaparkowane pod hotelami :) Jurata bardzo szybko się skończyła i tak od czwartego kilometra zaczęła się ścieżka rowerowa, po ktorej jeszcze w życiu się nie poruszałem. Słyszałem tylko że jest dość wymagająca w porownaniu z resztą trasy przez połwysep. Faktycznie - co chwilę były lekkie wzniesienia, potem zaraz spady. Nawierzchnia jednak była idealna, bo był to mocno ubity szuter z kamyczkami. Biegło się po tym świetnie, miękko i przyjemnie. Ścieżka była oddalona od drogi średnio o jakieś 5-6 metrow i schowana w lesie. Przez większą część zatem miałem cień na trasie, a to kolejny duży plus. Pagorki szybko się skończyły i trafił się odcinek dużo bardziej płaski. Minąłem tablicę z napisem "Fortyfikacje wojskowe 8 km". Trochę mnie to przeraziło, miałem już kilka kilometrow w nogach, 8 x 2 to już 16 km a od fortyfikacji do Helu było jeszcze trochę. Uznałem jednak że biegnę dalej i zobaczę jak będzie. Minąłem Hel-Bor, gdzie znajduje się ośrodek prezydencki i nabijałem kolejne kilometry. Szuter czasami zamieniał się w asfalt, ale były to krotkie odcinki. Przed samym Helem (ok.1 km) zaczęła się kostka brukowa. Dobiegłem do Helu! Spojrzałem na telefon a endo wskazywało 15,25. Duuuużo biorąc pod uwagę że muszę jeszcze wrocić. Włączyłem więc pauzę, wszedłem do sklepu gdzie zakupiłem banana i małą wodę. Posiliłem się i ruszyłem w stronę Jastarni. Tempa raczej nie zmieniałem. Nie wiedziałem jakie mam dotychczas, nie probowałem liczyć go ręcznie w pamięci. Nie włączyłem też dźwięku. Biegłem tak jak dotychczas. Gdy wybiegałem z Helu niebo przykryły ciemne chmury. Przygotowywałem się już powoli na długą drogę w ulewie, ale na szczęście skończyło się na kilku kroplach. Minął dwudziesty kilometr. Dotychczas moj najdłuższy trening to 22 kilometry i wiązał się on z mało przyjemną końcowką. Nasłuchiwałem więc organizmu żeby wyłapać pierwsze oznaki zmęczenia organizmu. Nic się jednak nie działo. Świetnie! Wystarczyło tylko nie zmieniać totalnie nic i może będzie dobrze. Tak więc nie przyspieszyłem, nie zwolniłem, biegłem i rozmyślałem. Minąłem tak Juratę, wbiegłem do Jastarni, przebiegłem przez centrum i zameldowałem się pod domem gdy endo wskazało 30,58 km! Czas to 2h:30m:21s. Tempo średnie 4:55. Jest to moj najdłuższy dotychczasowy trening, do tego jeden z najprzyjemniejszych jakie odbyłem. Bawiłem się rewelacyjnie a sama trasa - no muszę przyznać że jest to prawdziwy raj dla biegacza. Pierwszy raz też skorzystałem z podładowania baterii i uzupełnienia płynow w trakcie biegu. Nie bolało mnie nic, nie miałem najmniejszej chęci zakończyć treningu. Jestem z siebie dumny, na pewno wrocę jeszcze na tą trasę nie raz. Było to idealne zakończenie czerwca
A jak wyglądał czerwiec? Był to najlepszy moj miesiąc, zdecydowanie! Kilometraż w tym miesiącu to 248 km, o 84 km więcej niż w drugim pod względem dystansu marcu. Pobiłem wszystkie życiowki. Na końcu zrobiłem najdłuższy trening. Wziąłem udział w świetnych zawodach i poprawiłem swoj czas o 4,5 minuty względem poprzedniego startu. Z tego miesiąca mogę być naprawdę baaardzo zadowolony. Przy natłoku obowiązkow jaki mnie czeka, ciężko będzie powtorzyć taki wyczyn, ale nie o to chodzi przecież. Bieganie w tym miesiącu dało mi wiele radości, są oczywiście jakieś minusy tego miesiąca ale kto by się tym przejmował...
Wybiegłem poza jej granicę i już po kilometrze zawitałem do Juraty. To taka spokojna snobistyczna miejscowość, gdzie oprocz spacerow na molo i plażowania, można pooglądać jeszcze fajne samochody zaparkowane pod hotelami :) Jurata bardzo szybko się skończyła i tak od czwartego kilometra zaczęła się ścieżka rowerowa, po ktorej jeszcze w życiu się nie poruszałem. Słyszałem tylko że jest dość wymagająca w porownaniu z resztą trasy przez połwysep. Faktycznie - co chwilę były lekkie wzniesienia, potem zaraz spady. Nawierzchnia jednak była idealna, bo był to mocno ubity szuter z kamyczkami. Biegło się po tym świetnie, miękko i przyjemnie. Ścieżka była oddalona od drogi średnio o jakieś 5-6 metrow i schowana w lesie. Przez większą część zatem miałem cień na trasie, a to kolejny duży plus. Pagorki szybko się skończyły i trafił się odcinek dużo bardziej płaski. Minąłem tablicę z napisem "Fortyfikacje wojskowe 8 km". Trochę mnie to przeraziło, miałem już kilka kilometrow w nogach, 8 x 2 to już 16 km a od fortyfikacji do Helu było jeszcze trochę. Uznałem jednak że biegnę dalej i zobaczę jak będzie. Minąłem Hel-Bor, gdzie znajduje się ośrodek prezydencki i nabijałem kolejne kilometry. Szuter czasami zamieniał się w asfalt, ale były to krotkie odcinki. Przed samym Helem (ok.1 km) zaczęła się kostka brukowa. Dobiegłem do Helu! Spojrzałem na telefon a endo wskazywało 15,25. Duuuużo biorąc pod uwagę że muszę jeszcze wrocić. Włączyłem więc pauzę, wszedłem do sklepu gdzie zakupiłem banana i małą wodę. Posiliłem się i ruszyłem w stronę Jastarni. Tempa raczej nie zmieniałem. Nie wiedziałem jakie mam dotychczas, nie probowałem liczyć go ręcznie w pamięci. Nie włączyłem też dźwięku. Biegłem tak jak dotychczas. Gdy wybiegałem z Helu niebo przykryły ciemne chmury. Przygotowywałem się już powoli na długą drogę w ulewie, ale na szczęście skończyło się na kilku kroplach. Minął dwudziesty kilometr. Dotychczas moj najdłuższy trening to 22 kilometry i wiązał się on z mało przyjemną końcowką. Nasłuchiwałem więc organizmu żeby wyłapać pierwsze oznaki zmęczenia organizmu. Nic się jednak nie działo. Świetnie! Wystarczyło tylko nie zmieniać totalnie nic i może będzie dobrze. Tak więc nie przyspieszyłem, nie zwolniłem, biegłem i rozmyślałem. Minąłem tak Juratę, wbiegłem do Jastarni, przebiegłem przez centrum i zameldowałem się pod domem gdy endo wskazało 30,58 km! Czas to 2h:30m:21s. Tempo średnie 4:55. Jest to moj najdłuższy dotychczasowy trening, do tego jeden z najprzyjemniejszych jakie odbyłem. Bawiłem się rewelacyjnie a sama trasa - no muszę przyznać że jest to prawdziwy raj dla biegacza. Pierwszy raz też skorzystałem z podładowania baterii i uzupełnienia płynow w trakcie biegu. Nie bolało mnie nic, nie miałem najmniejszej chęci zakończyć treningu. Jestem z siebie dumny, na pewno wrocę jeszcze na tą trasę nie raz. Było to idealne zakończenie czerwca
A jak wyglądał czerwiec? Był to najlepszy moj miesiąc, zdecydowanie! Kilometraż w tym miesiącu to 248 km, o 84 km więcej niż w drugim pod względem dystansu marcu. Pobiłem wszystkie życiowki. Na końcu zrobiłem najdłuższy trening. Wziąłem udział w świetnych zawodach i poprawiłem swoj czas o 4,5 minuty względem poprzedniego startu. Z tego miesiąca mogę być naprawdę baaardzo zadowolony. Przy natłoku obowiązkow jaki mnie czeka, ciężko będzie powtorzyć taki wyczyn, ale nie o to chodzi przecież. Bieganie w tym miesiącu dało mi wiele radości, są oczywiście jakieś minusy tego miesiąca ale kto by się tym przejmował...
czwartek, 27 czerwca 2013
Zapchajdziura
Przyznam że na dzisiejsze bieganie nie miałem absolutnie żadnego planu. Wiedziałem tylko że nie mogę pozwolić sobie na dystanse rzędu dwudziestu kilometrow ze względu na porę treningu. Kolejny raz wyruszyłem poźnym wieczorem, tj. ok. 21:45. Po pierwszych dwoch kilometrach miałem już wstępny obraz dalszych losow. Pierwszy km jak zwykle mający mało wspolnego z resztą, drugi 4:26 już nastrajał optymistycznie. Postanowiłem jednak trochę zwolnić. 4:39, 4:36.... Kręciłem się po Jastarni wzdłuż i wszerz. Poniekąd byłem do tego zmuszony - było już ciemno, a między miejscowościami nie ma absolutnie żadnego oświetlenia. W ramach dodatkowego podkręcenia tempa występują też dziki w dużych ilościach, ktore uwielbiają żerować w nocy. Wolałem jednak nie ryzykować i lawirowałem kolejny raz uliczkami Jastarni. Miejscowość ta ma tylko ok. 4000 mieszkańcow, a wbrew pozorom jednak jest gdzie biegać. Kombinacji pętli jest sporo, jednak może się to kiedyś znudzić. Sprobuję więc treningi przenieść na trochę wcześniejszą godzinę, żeby moc odwiedzić okoliczne miejscowości. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać... Tak więc obiecać tego nikomu nie mogę. Mimo że miałem dziś dość mocny dzień w pracy, zjadłem trochę ciężko i poprzedniej nocy spałem ok. 3 godzin, biegło mi się wyjątkowo lekko i łatwo. Jedyny minus to powrot skakania tempa na kolejnych kilometrach. Myślałem że już to mniej więcej ogarnąłem, a okazuje się że niekoniecznie. Muszę widocznie jeszcze nad tym popracować. A jeśli chodzi o liczby, to taki standardzik - 13,22 km w 1h:00m:21s ze średnim tempem 4:34. Nie jest źle. Pogoda dopisała, było ok. 17 stopni i wieczorem zrobiło się bezwietrznie. Były idealne warunki do bicia życiowek, ale dla mnie nie dzisiaj...
Dziś to właśnie ta tytułowa zapchajdziura, czyli nabicie kilometrażu - bez określonego celu. Ale za to wciąż z wielką przyjemnością!
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Ponownie nad morzem

niedziela, 23 czerwca 2013
Biegać czy nie biegać...

Było to ponowne tymczasowe pożegnanie z moimi stronami. Jutro znowu jedziemy do Dziadków do Jastarni ze względu na moją pracę. Następne kilka treningów odbędzie się więc na terenach Półwyspu Helskiego, które ostatnio pomogły mi wyśrubować moje wyniki. Oby tym razem było podobnie...
sobota, 22 czerwca 2013
Nocny Bieg Świętojański Gdynia 2013
![]() |
Kiepska jakość ale innego zdjęcia nie ma |
![]() |
Nowy nabytek (koszulka i spodenki) |
czwartek, 20 czerwca 2013
Godzinka relaksu przed zawodami

Korzystając z wyjazdu do Gdyni odebrałem też pakiet startowy, więc nie będę musiał sobie jutro zaprzątać tym głowy. W tej edycji jako dodatek otrzymaliśmy koszulki, można było nawet wybrać sobie kolor. Mała rzecz, a cieszy.
Jedna kwestia dotycząca ostatniego treningu z Jastarni - z tego całego zamieszania nie zauważyłem, że pobiłem także swój rekord na 5 km! 20:35 to nowy rekord i jest on lepszy od poprzedniego aż o 15 sekund. Wydaje mi się że zejść poniżej 20 minut w tym sezonie na 5 km będzie o wieeeele łatwiej niż złamać 40 minut na 10 km. Cóż, będę próbował wszystkiego. Póki co kolejny raz życiówki padły jedna po drugiej, jakby w pakiecie :) Fajnie że z miesiąca na miesiąc komplet wyników się systematycznie poprawia. Ciekawe kiedy będzie pierwszy zastój...
A jaki plan na jutro? Jeśli pogoda będzie zbliżona do dzisiejszej, to zadowolę się w zupełności zejściem poniżej 45 minut. Raczej nie będę nawet próbował złamania świeżej życiówki na dychę. Nie miałem tam zbyt wiele zapasu a jutro dojdzie jeszcze lawirowanie między zawodnikami. Przede wszystkim jednak mam zamiar dobrze się bawić, no i dobiec do mety :)
wtorek, 18 czerwca 2013
Rekordowe zakończenie biegania po Półwyspie
![]() |
Widok z pracy przez ostatnich kilka dni |
niedziela, 16 czerwca 2013
Rekord mimo problemów
![]() |
Przed dzisiejszymi 22 km |
![]() |
Długi bieg nie zwalnia z codziennego treningu brzucha |
czwartek, 13 czerwca 2013
Szybka godzinka o zmroku
![]() |
Twórczość mojej Żony w Paincie :) |
![]() |
Źródło - www.chlebprobody.pl |
Od powrotu do domu rozmyślam co było tego powodem. Jedyną zmianą był większy posiłek przedtreningowy. Może moim błędem jest dostarczanie organizmowi zbyt małej ilości paliwa? Spróbuję z tym jeszcze poeksperymentować,ale to już drugi trening po solidnym posiłku, gdy utrzymanie wyższej prędkości staje się łatwiejsze. W rodzinnych stronach odkryłem też chleb wypiekany w piekarni w Karwii - trochę drogi, bo 5 zł za 350g, ale naprawdę przepyszny. Do tego długo utrzymuje świeżość, nie zawiera mąki pszennej a indeks glikemiczny to 33,5. Gdyby ktoś znalazł u siebie w sklepie, radzę spróbować.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Zakamarki Jastarni
![]() |
Jastarnia z lotu ptaka www.visse.pl |
![]() |
Dzisiejsza trasa |
niedziela, 9 czerwca 2013
Szybka jedenastka
Wczoraj podbiegi wolniejszym tempem na dłuższym dystansie, a więc dziś coś z innej beczki. Wybrałem szybszą dziesiątkę po własnym osiedlu. Po pierwsze - grafik dnia tak się złożył, że czas na bieganie znalazłem dopiero gdy zasnął mój Synek, tj. ok. 20:30 i nie miałem zbyt wiele czasu. Po drugie nie chciałem szaleć z ilością kilometrów. Po trzecie natomiast, dawno nie robiłem szybszego treningu. Jak już wcześniej pisałem moje osiedle całkiem dobrze nadaje się na takie bieganie, które imituje trochę start w zawodach. Mam dużo
kostki brukowej i trochę asfaltu, występują krótsze i dłuższe podbiegi, są też wąskie zakręty, gdzie trzeba gwałtownie zmieniać kierunek. Dobrze mi się biega po takiej trasie. Wytyczyłem sobie już jakiś czas temu okrążenie o długości trochę ponad jednego kilometra i mniej więcej się go trzymam. Czasem tylko dla urozmaicenia skręcę gdzieś dalej ale na następnym okrążeniu wracam już na stałą trasę. Zacząłem trochę wolno - 4:33. Na szczęście był to najwolniejszy dziś kilometr. Potem trochę lepiej. 4:12, 4:14, 4:22. Właśnie na czwartym okrążeniu poczułem że brakuje mi paliwa. Dosłownie opadałem z sił z każdym metrem i totalnie nie chciało mi się dalej przeć do przodu. W głowie jednak kotłowała się myśl - jak to? Co to za trening na 5 km? Nie wiem co się stało, zjadłem to co zawsze, półtora godziny przed bieganiem, dzień nie był wyjątkowo ciężki, było też dość chłodno. Winą obarczam raczej ostatnio dużą intensywność treningów. Być może bieg szybkościowy następnego dnia nie był dobrym pomysłem po 15 km podbiegów. Cóż, teraz się już tego nie dowiem. W każdym bądź razie, siły wróciły wraz z szóstym kilometrem i potem poszło już z górki. Plan zakładał, żeby zmieścić się w 45 minutach na 10 km. No i to się udało, bo wyszło 43:48. Nawet niewiele zabrakło do rekordu tego dystansu, co bardzo mnie zdziwiło. Subiektywnie tempo było słabe, a w praktyce nie takie złe. Ostatecznie pokonałem 11,26 km w 49m:11s i 4:22 jako średnie tempo. Naprawdę dobre zakończenie bardzo pracowitego tygodnia - najbardziej "zabieganego" od kiedy trenuję na dworzu.
Dziś byliśmy też z żoną na zakupach. Przymierzałem z ciekawości buty do biegania - Nike Free 3.0. Muszę przyznać że bardzo mi się spodobały, szczególnie niewielki drop i ogromna giętkość tego modelu. Będę się musiał nad nimi mocniej zastanowić podczas następnych biegowych zakupów, tym bardziej że cena trochę kusi. Przyszedł też czas na kolejną zmianę garderoby. Kiedyś wszystko miałem w rozmiarze XXL, czasami XL. Po jakimś czasie spędzonym na siłowni obłowiłem się na zakupach rozmiarami M a czasami L. Byłem zachwycony. Teraz wszystkie ciuchy kupiłem w rozmiarze S! Zastanawiałem się zawsze dla kogo robią taką rozmiarówkę i nie sądziłem że przy wzroście 190 cm wcisnę się jakkolwiek w coś takiego. Rozmiary M przestały już dobrze leżeć, co jest bardzo miłe, mimo że trzeba czasami wydać trochę kasy na nową rzecz. Taka wymiana to czysta przyjemność :)
![]() |
Wyjście z klatki jako start i meta treningu |
Dziś byliśmy też z żoną na zakupach. Przymierzałem z ciekawości buty do biegania - Nike Free 3.0. Muszę przyznać że bardzo mi się spodobały, szczególnie niewielki drop i ogromna giętkość tego modelu. Będę się musiał nad nimi mocniej zastanowić podczas następnych biegowych zakupów, tym bardziej że cena trochę kusi. Przyszedł też czas na kolejną zmianę garderoby. Kiedyś wszystko miałem w rozmiarze XXL, czasami XL. Po jakimś czasie spędzonym na siłowni obłowiłem się na zakupach rozmiarami M a czasami L. Byłem zachwycony. Teraz wszystkie ciuchy kupiłem w rozmiarze S! Zastanawiałem się zawsze dla kogo robią taką rozmiarówkę i nie sądziłem że przy wzroście 190 cm wcisnę się jakkolwiek w coś takiego. Rozmiary M przestały już dobrze leżeć, co jest bardzo miłe, mimo że trzeba czasami wydać trochę kasy na nową rzecz. Taka wymiana to czysta przyjemność :)
W górę i w dół

piątek, 7 czerwca 2013
Bieganie po koleżeńsku
![]() |
Dziś dotarła :) |
Subskrybuj:
Posty (Atom)